Józef Stalin oklaskiwał go jako zespół reprezentacyjny Armii Czerwonej. Przed brytyjską królową wykonał: "God Save the Queen". Dla Jana Pawła II śpiewał jako "głos Rosji". Słynny rosyjski Chór Aleksandrowa zmienia wizerunek. Kończy się era śpiewających batalionów?
Po wojnie, kiedy kierownictwo nad chórem przejął Borys Aleksandrow, syn założyciela, grupa nadal występowała jako wojskowy, męski chór, któremu towarzyszyli orkiestra i tancerze. Ale Borys dostrzegł nowe możliwości. Przede wszystkim poszerzył skład, tak że liczba członków dochodziła momentami do 200 osób. Przy tej liczbie poprzeczka nadal była ustawiona bardzo wysoko: do chóru były przyjmowane tylko najpiękniejsze, barwne i mocne głosy. Każdy z członków spokojnie mógłby koncertować jako solista. Każdy też musiał skończyć akademię muzyczną. Zresztą wielu radzieckich i rosyjskich śpiewaków szlify zdobywało właśnie w Chórze Aleksandrowa. – Do tej pory jest tak, że kandydatów do chóru przesłuchują wszyscy jego członkowie. Siedzimy na widowni, słuchamy i wybieramy tych, których głos brzmi mocno, zdecydowanie i ma dużą skalę rozpiętości – mówi Dymitr. Teraz zespół Aleksandrowa liczy ponad 150 osób: chórzyści, orkiestra i balet. Z koncertami jeździ ok. 120. Bo w Chórze Aleksandrowa śpiewają nawet 73-latkowie, o ile głos się nie starzeje i wystarcza im sił, by codziennie ćwiczyć go przez cztery godziny.
Leżą, grają i śpiewają
Kilka godzin przed koncertem w warszawskiej Sali Kongresowej artyści są już na miejscu. Kiedy na korytarzu trwa wielkie prasowanie kilkuset strojów, w garderobach słychać żarty i śpiew. Soliści próbują głos, młodzi chłopcy z męskiego baletu grają w karty i jedzą chińszczyznę. Chórmistrzowie na scenie prowadzą próbę trudniejszych partii, ćwiczą ustawienia. Im bliżej występu, tym na korytarzach robi się gęściej. Znikają swetry i dżinsy, pojawia się więcej mundurów. Balet kobiecy dokleja sztuczne rzęsy i ubiera się w zgrabne, obcisłe mundurki. Tancerze, którzy za chwilę będą tańczyć kazaczoka, odpoczywają z nogami w górze.
Ze sceny słychać już głośne, rytmiczne brzmienie orkiestry, do wejścia przygotowują się pierwsi soliści. Jak zwykle duże brawa zbiera Vadim Ananif, śpiewający „Kalinkę”. Potem jest „Katiusza”, „Swiaszczennaja wojna” i inne żołnierskie kawałki. Co więc jest takiego w Chórze Aleksandrowa, że bilety na jego występ (wcale nie tanie!) rozchodzą się miesiąc wcześniej? Aleksandrowcy publiczność zaczarowują: brzmieniem, dynamiką, pięknymi głosami. To nie jest przegląd piosenki żołnierskiej w Kołobrzegu, ale barwny show. Błyszczą medale na odprasowanych mundurach, ale artyści pozwalają sobie na kontrolowaną swobodę: śmieją się, szturchają, gwiżdżą…Bawią się wraz z publicznością. No i ten balet! Mężczyźni popisujący się umiejętnościami prawie cyrkowymi, stepujące dziewczyny, wszystko przeplatane starymi rosyjskimi tańcami, wykonanymi w tradycyjnych strojach. – Mistrzostwo!!! No, gdzie dziś można usłyszeć taką „Kalinkę”?! – Nigdzie, bo w radiu tylko te Dody – słychać na widowni w przerwie koncertu.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się