Nowy numer 17/2024 Archiwum

Zawód: korespondent

Wojna pokazywana jest w mediach na wiele sposobów. Swoje materiały wrzucają do sieci i Ukraińcy, i Rosjanie. Przekaz ma służyć pozyskaniu sympatii dla walczących (Ukraina) lub uzasadnieniu działań zbrojnych (Rosja).

Mamy do dyspozycji także materiały dziennikarskie, blisko linii frontu znajduje się wielu korespondentów, praktycznie z wszystkich liczących się stacji telewizyjnych i koncernów medialnych. Czy to znaczy, że w zasięgu ręki jest pełny obraz wojny? Oczywiście, że nie. Po pierwsze, każdej ze stron zależy, by przekaz z Ukrainy nie był obiektywną relacją, media są jedną z aren toczącej się wojny. O tym, że można ją przegrać właśnie na tym polu bitwy, przekonali się np. Amerykanie w Wietnamie. Dlatego relacja z frontu, materiał filmowy, zdjęcie bywają często równie ważnym elementem wojny jak zestrzelenie samolotu czy odbicie ważnego strategicznie miasta. Po drugie, korespondenci wojenni są dopuszczani tylko tam, gdzie na ich obecność zgodzą się dowódcy wojskowi. Pośrednio więc realizują cele strategiczne, czy tego chcą, czy nie. A zazwyczaj chcą. W sytuacji agresji jednego państwa na drugie nie ma bowiem symetrii. Dziennikarze pracują pod osłoną żołnierzy ukraińskich i – zachowując wszystkie proporcje takiego porównania – są niczym komentatorzy relacjonujący mecz „naszej” reprezentacji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy