Nowy numer 13/2024 Archiwum

Nowy kalendarz

Jeśli się nie wierzy w Boga, to wierzy się w byle co: zabobony, dietę cud, sukces Polaków na olimpiadzie albo w artyzm Stalina

Podobno społeczeństwa europejskie świecczeją. To prawda, jeśli świeckość oznacza zastąpienie „chodzenia do kościoła” przez „chadzanie” albo zwykłe bezbożnictwo. Jednak wśród ludu i jego koryfeuszy istnieje ogromna potrzeba religijności, kultu i święcenia. Co do religijności koryfeuszy, to zacząłem czytać w dodatku „Europa” do „Dziennika” wywiad z niejakim Borisem Groysem, który twierdzi, iż „stalinizm był dziełem sztuki”. W pierwszym zdaniu oświadcza: „[Kościół katolicki] ma na swoim koncie gigantyczne zbrodnie: stosowanie tortur, wymordowanie milionów ludzi”, a redakcja dodaje „według Groysa sztuka zajęła na Zachodzie miejsce religii”. Napisałbym szczerze, co o tym myślę, ale znowu ktoś zechce budować swój wizerunek na pozwaniu GN do sądu, więc zmilczę, choć Stalin jako kreator sztuki, czyli nowej religii – to brzmi ciekawie. I po co była ta walka z kultem jednostki?

To tyle o intelektualistach, którzy gdyby w Boga wierzyli, wiedzieliby, że jak chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera. Lud niewprawiony w misterne procedury kanonizacyjne „Słoneczka Narodów” też wszakże tęskni za sacrum. Ponieważ natura nie cierpi próżni, miejsce opuszczone przez wymagającego Pana Boga zajmują kandydaci znacznie bardziej przystosowani do wymagań ludu. Choć może nie tak dostojni, bo jeśli się nie wierzy w Boga, to wierzy się w byle co: zabobony, dietę cud, sukces Polaków na olimpiadzie albo w artyzm Stalina. Nowe kulty nie mogą się obyć bez nowych form ich czczenia ani bez nowych form świętowania. Katolicy mają swoje podniosłe uroczystości, a raz w roku odpust, który od-powiada na nieco mniej wyrafinowane oczekiwania.

Teraz w globalnej wiosce mamy odpust niemal co dzień, ze szczególną kumulacją podczas wakacji. Święcić można wszystko, więc jest święto kaszy, latawca, gęsi, sera, ulicy, festiwal piwa, śliwowicy i wina, palanta, parasola i pomidora – niektóre z nich krajowe, inne zagraniczne. Imprezy te są zazwyczaj sympatyczne i sam chętnie spróbuję kaszy albo rzucę pomidorem do celu. Właściwie można by spędzić wakacje szlakiem świąt, byle tylko ustalić marszrutę – niczym wytrawny bywalec supermarketów, który nieźle pożywi się darmowymi degustacjami. Niewątpliwie służy to promocji regionów, gmin i przysiółków, szkoda tylko, że słowo „święto”, dotąd zarezerwowane dla uczczenia zdarzeń lub osób niezwykłych, tak się dewaluuje. Mieliśmy św. Anny, św. Krzysztofa i Wniebowzięcie. Mamy święto kaszy, ogórka i gęsi. Rozmieniamy się na dr(ó)bne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej