Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Radość smażących się

Za komuny naród szedł na procesję choćby z przekory, jeśli wiara była zbyt mała

Zadzwonił telefon. Heniek, pamiętacie, kolega ksiądz, najwyraźniej chciał sobie pogadać. Po to są telefony. Ja też mam takie numery do pogadania sobie. Tematy bywają różne. „Wiesz, Heniek nagle zmienił wątek, wczoraj to mało mnie nie wzięło!”. Dobrze, że cię nie wzięło, ale co ciebie, spokojnego człowieka, mogło wziąć? „Ministranci. A właściwie jedna dziewczyna. Ustalaliśmy dyżury na Boże Ciało. No wiesz, na Sumę i procesję potrzeba ich więcej. I wiesz, co usłyszałem? Powiedziała: Ja idę na rano i nie mam zamiaru smażyć się na procesji”. Heniu, nie jesteś sam, ja coś podobnego usłyszałem rok czy dwa lata temu.

„Naprawdę? Wiesz, to żadna pociecha, ale widocznie takie czasy...”. A mnie przypomniała się historia Nysy spisana przez ks. Pedewitza nieco ponad 300 lat temu. Opowiada tam o tradycji cotygodniowych procesji eucharystycznych wokół nyskiej fary – ogromnej, wspaniałej, pięknej świątyni. Z przejęciem kreśli obraz tłumów, które z całej okolicy przybywały na tę coczwartkową procesję. I jak to ksiądz z ogromną monstrancją musiał czekać po okrążeniu bazyliki, bo nie wszyscy zdołali jeszcze z niej wyjść. A monstrancja zachowała się – istotnie ogromna, wysoka na jakieś 140 cm, odpowiednio ciężka, misternej roboty. Ludziska z daleka ciągnęli na procesję, były to czasy manifestowania swej katolickości wobec naporu protestantyzmu.

Udział w eucharystycznym nabożeństwie, ilość uczestników, splendor – to było potrzebne, by poczuć się cząstką katolickiej wspólnoty. Czy to złe? Nie, to potrzebne. Ale jakoś jednostronne. Podobnie było lat temu trzydzieści i więcej. Wokoło nas walczący ateizm. Komuniści zostawili katolikom Boże Ciało – było potrzebne jako test, kto jest ich, a kto nie. Było potrzebne, by sprawdzić, kto jest jeszcze zbyt odważny, a kto wreszcie zaczął się komuny bać.

Było potrzebne, by weryfikować lojalność proboszczów, którzy musieli o zgodę na procesję prosić i stosownych zaleceń słuchać. Naród szedł wtedy na procesję choćby z przekory, jeśli nawet sama wiara była zbyt mała. A dziś nie mamy wrogów-protestantów, nie mamy wrogów-komunistów. Nie musimy niczego manifestować. Po co więc iść na procesję i się smażyć? „Wiesz, spuentował Heniek, wielu naszych parafian nie potrafi się cieszyć swoją wiarą”. Urwał i po chwili dodał: „Ale ci, co się cieszą, to bardzo”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej