Nowy numer 17/2024 Archiwum

Majówka pod Kremlem

Największe wrażenie robią moskiewskie ceny; znam parę miast na „Mo”, które są tańsze, na przykład Monachium albo Monte Carlo

Wielki weekend już dawno się skończył, ale powspominać przyjemnie, a w dodatku drugi przed nami. Póki nasza waluta (oby jak najdłużej) nieźle się trzyma, rodacy rozjeżdżają się po krajach okolicznych i dalszych, żeby się podzielić ciężko zarobionymi złotówkami z ludnością tamtejszą. Ksenofobami nie jesteśmy; zaraz po uregulowaniu zobowiązań wobec urzędu podatkowego ochoczo zasilamy portfele obcokrajowców. Nasi podróżnicy na Węgry twierdzą, że w pierwszej połowie maja bratankowie znad Dunaju żyją z polskiego zamiłowania do podróży i do szklanki.

Żeby było oryginalnie, postanowiłem 1 Maja spędzić w Moskwie. Ostatni raz pod Kremlem widzieli mnie ponad 30 lat temu. Prawdę mówiąc, jechałem z duszą na ramieniu. Najbliższa rodzina żegnała mnie – tak mi się przynajmniej wydawało – nieco bardziej wylewnie niż podczas zwykłych wyjazdów. Kropkę nad „i” postawił mój bratanek, który bez zbędnych sentymentów poprosił o sporządzenie ostatniej woli i zapisanie mu samochodu, „bo przecież chyba nie myślisz wujek, że stamtąd wrócisz cało!”. Polskie media też nie pozostawiają złudzeń, a przewodniki roztaczają wizję poważnego zagrożenia trwałym upojeniem alkoholowym, nabytym wskutek wąchania oparów wódki sprzedawanej rzekomo wszędzie. Jeszcze parę innych podobnych doniesień z pierwszej ręki i uwierzyłem, że zdecydowałem się na wyprawę ekstremalną.

Skoro Państwo czytają ten tekst, to najwyraźniej jednak wróciłem bez większego szwanku, nie licząc strat w portfelu. Największe bowiem wrażenie robią moskiewskie ceny; znam parę miast na „Mo”, które są tańsze, na przykład Monachium albo Monte Carlo. Jak Rosjanie umieją w takich warunkach przeżyć, tego krótkie badania nie wykazały i pozostaje odwołać się do obiegowej opinii, że naród to twardy. W Moskwie są dokładnie te same towary, co u nas, tyle że marki są wypisane cyrylicą. Pochodów pierwszomajowych nie widziałem, bo zanim wstałem (z powodu dwugodzinnej różnicy czasu), już się skończyły.

Widziałem za to mnóstwo pracowitych ludzi, którzy zamiast świętować, próbują poprawić swój byt - na Zachodzie Europy to coraz rzadsze zjawisko. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby trochę więcej się uśmiechali, ale może w takim imperium to nie wypada. Poza tym zmiany są ogromne, a już Msza św. w katolickiej katedrze Niepokalanego Poczęcia po prostu wzruszająca – 30 lat temu nie do pomyślenia. Wtedy Moskwa była stolicą Sojuza (Sowietskich Socialisticzeskich Respublik). Dziś to ja wracałem do Sojuza (Evropejskogo), bo tak tam przezywają naszą Unię. Ale się pokręciło!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej