Nowy numer 17/2024 Archiwum

Dwaj naukowcy, jeden problem

PRL od III RP różni się krajobrazem. Dawniej tworzyła go SB, a dzisiaj stworzone przez nią teczki.

Połowa września przyniosła dwa ważne wydarzenia: ujawnienie faktu współpracy wybitnego naukowca ze Służbą Bezpieczeństwa i odejście z IPN innego naukowca – historyka, który „naraził się” publikacją wnikliwie analizującą związki SB z Lechem Wałęsą. Wobec obu wydarzeń okazaliśmy się równie, chociaż inaczej, bezradni.

Komentarze polityków, ekspertów i dziennikarzy po raz kolejny pokazały, że należący dzisiaj do elity tajni współpracownicy SB mogą liczyć na znacznie większą sympatię niż historycy IPN. Działa tu swoisty kapitał społeczny, czyli poczucie więzi i lojalności nieograniczane poczuciem przyzwoitości. Ta lojalność nie obejmuje w równym stopniu tych, którzy przyczyniają się do poznania prawdy, można ich obrażać i zwalczać także wtedy, gdy napisane przez nich książki są profesjonalne i rzetelne. Najważniejszą „ofiarą” obu wydarzeń wydają się wartości, w imię których dzisiejsi przeciwnicy ponad 20 lat temu wspólnie ryzykowali i walczyli. Padają słowa, które szokują, zarówno wtedy, gdy mówią dawni współpracownicy SB, jak i wówczas, gdy słyszymy ich obrońców. Żyjemy w klimacie, w którym wolno wywierać presję na badaczy z IPN, ale presja moralna wobec dawnych TW nie jest dopuszczalna. Ci, którzy donosili, jak profesor A. Wolszczan, powiadają, że współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa była w PRL czymś zwyczajnym i naturalnym, a w każdym razie nie gorszym niż praca w Instytucie Pamięci Narodowej. Bowiem „zaglądanie do życia prywatnych ludzi (...) definitywnie nie jest symptomem prawidłowo funkcjonującej demokracji” i w związku z tym profesor A. Wolszczan zapowiada „definitywny” wyjazd z Polski.

Ci, którzy pracują w IPN i publikują rzetelne, chociaż kłopotliwe dla części bohaterów „Solidarności” książki – jak S. Cenckiewicz – także zapowiadają rezygnację, ale nie „z Polski”, lecz z pracy w gdańskim oddziale IPN. Swoją decyzję Cenckiewicz tłumaczy tak: „W związku z nieuzasadnionym i brutalnym atakiem niektórych polityków ekipy rządzącej i mediów na IPN, w tym na moją osobę, oraz zapowiedziami zmiany ustawy i okrojenia budżetu postanowiłem dla dobra Instytutu zrezygnować z pracy w IPN. Uważam bowiem, że IPN jest jednym z najważniejszych instytucjonalnych osiągnięć wolnej Polski i należy go bronić – również przed naciskami i groźbami polityków”. Okazuje się, że naciski ze strony polityków, a dokładniej sekretariatu marszałka B. Borusewicza, rzeczywiście miały miejsce, chociaż trudno udowodnić, że groźby i sugestie dotyczące budżetu IPN były realnym zagrożeniem. Oficjalnie politycy PO już wcześniej deklarowali cięcia, i to niezależnie od odejścia lub pozostania S. Cenckiewicza na stanowisku. Do niedawna wydawało się, że klimat medialny wokół książki „SB a Lech Wałęsa” ustabilizował się i uspokoił. „Obroniła się” merytorycznie i nawet jej najbardziej zaciekli krytycy przyznali, że napisano ją rzetelnie. Niestety, brak argumentów nie powstrzymał agresji i ataków. Najnowszym popisał się T. Lis w dzienniku „Polska”: „Ja bym IPN (Instytut Podjudzania Narodowego) skasował całkowicie... Wolność badań, która sprawia, że bohatera nazywa się kapusiem? W d... mam taką wolność”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy