Nowy numer 17/2024 Archiwum

Złudna nowoczesność

Nawet ludzie wychowani po katolicku odchodzą czasem od wiary.

Najwyraźniej zaniepokojony sytuacją polskiego Kościoła Cezary Michalski chciał się jej bliżej przyjrzeć i przeprowadził w „Europie”, dodatku do „Dziennika”, wywiad z „teologiem” Tomaszem Węcławskim („Kościół nie doskonali sumień. Z Tomaszem Węcławskim, teologiem, rozmawia Cezary Michalski”, Europa, 19 IV 2008 r.). Diagnoza zaprezentowana przez Węcławskiego jest dość zawiła. Z pewnym żalem odnotował on, że „próba reformacji, którą mieliśmy w Polsce, nie powiodła się” oraz że „w Polsce o ogóle nie pojawiła się nowożytna chrystianizacja”. Michalski zadał więc pytanie, które nasuwa się niemal automatycznie: „Po co było to pogłębianie chrześcijaństwa przez reformację, skoro jego następnym krokiem była sekularyzacja?”. W odpowiedzi Węcławski rysuje wizję alternatywnej historii, w której Kościół miał się łatwiej godzić z „nowoczesnością”.

Nowoczesność jest słowem, które w języku laików zastąpiło postęp. Jeśli nie wiedzą oni, jaką rację najwyższą przytoczyć w dyskusji, używają „nowoczesności” jako punktu odniesienia wyłączającego dalszy spór. Tymczasem właśnie wtedy spór się zaczyna. „Nowoczesność” jest bowiem jak „postęp”. Pozornie wydaje się lśnić nowością, przełamaniem zacofania i nędzy, oświeceniem, służbą człowiekowi, a więc najwyższymi ludzkimi wartościami. Tak, nowoczesność przyniosła nam odkrycie żarówki, pozwala szybciej poruszać się po świecie, przedłużać życie, dokładniej liczyć i mierzyć, kupować więcej, a nawet wiedzieć więcej. Ale „nowoczesność” przyniosła także pierwsze w historii ludobójstwo w Wandei, markiza de Sade, rewolucyjny marksizm, który zatruł dusze całych pokoleń, przyniosła rasizm i eugenikę, nihilizm i totalitaryzm, a także potworne, masowe zbrodnie XX wieku. Sama w sobie „nowoczesność” znaczyć może wszystko, a więc nie znaczy nic.

Nieusatysfakcjonowany z odpowiedzi Michalski drążył dalej, podsuwając argumenty natury transcendentalnej. Tomasz Węcławski okazał jednak dużą odporność na ten rodzaj myślenia, stale powracając do narzekań na instytucjonalną inercję Kościoła, a nawet widząc Kościół jedynie jako instytucję ludzką. Zarzekał się jednocześnie, że tego nie czyni, że nie chce osądzać „instytucji czy ludzi tej instytucji zawierzających. Ale chciałbym, żeby mnie nikt nie wtłaczał w taką sytuację, w której moje życie jest przejęte przez coś, czego ja nie wybrałem i uczyniło tym, czym mam być”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy