Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Msza na dnie kanionu

Maj 1981 r. Postrzelony Jan Paweł II walczy o życie. W tym samym czasie grupa polskich kajakarzy również walczy o życie, spływając dziewiczą rzeką Colca w Andach Peruwiańskich. Przeżyli cudem, tak jak Papież.

– Kiedy wyruszaliśmy na wyprawę Canoandes’79, która zamiast planowanych trzech miesięcy trwała trzy lata, moja mama dała mi zdjęcie wycięte z okładki polskiej gazety. Widniał na nim wizerunek Jana Pawła II i podpis: »Papież z Polski«. To zdjęcie stało się dla nas »tarczą Opatrzności« – mówi wzruszony Jerzy „Yurek” Majcherczyk, kapitan pontonu, uczestnik polskiej wyprawy do Peru.

Zdjęcie nakleili na karoserię samochodu. Przemierzyło z Yurkiem, Jackiem Boguckim, Zbigniewem Bzdakiem, Piotrem Chmielińskim, Andrzejem Piętowskim i później z Krzysztofem Kraśniewskim i Stefanem Danielskim tysiące kilometrów. Polscy kajakarze przepłynęli m.in. rzeki Meksyku, Gwatemali, Nikaragui, Ekwadoru, Panamy. Wśród nich dwanaście było „dziewiczych”. Dzięki zdjęciu Papieża pozwolono im wjechać do Hondurasu.

Normalnie byłoby to niemożliwe, ponieważ Polska była według honduraskich pograniczników trzecim po ZSRR i NRD najbardziej komunistycznym krajem na świecie. – Oficer powiedział, że wszyscy Polacy to komuniści. Wtedy pokazałem mu zdjęcie Papieża i zapytałem, skąd jest Papież i czy on też jest komunistą. No i facet się załamał i nas puścił… – mówi Yurek. W Nikaragui natomiast przydzielono im na przejazd przez kraj „smutnego pana” w reakcji na to, że towarzysze z Polski, pomimo ich ciepłego przyjęcia, nie chcieli podrzeć zdjęcia wroga postępu nr 1. Nigdy nikt ich nie napadł, w wielkich miastach nie okradł. „Coś” im ciągle pomagało. Pewnego razu zatrzymali się na moment „za potrzebą”. W chwilę później na ich oczach droga z hukiem obsunęła się w dół.

13 maja 1981 roku kajakarze dowiadują się w Chivay o zamachu w Rzymie. 17 maja po morderczym wysiłku znoszą „drogą Inków” sprzęt do wsi Cabanaconde. Było to jedyne miejsce, gdzie mogli rozpocząć spływ rzeką Colca w najgłębszym kanionie na świecie. – Spływ zaczął się w dniu 18 maja, a więc w dzień urodzin Papieża, z czego nawet wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy – mówi Piotr Chmieliński. Wyprawa miała trwać tydzień. Skończyła się 33-dniową odyseją. Walczyli na dnie kanionu z żywiołem i głodem, podobnie jak w tym samym czasie Papież walczył o życie w rzymskim szpitalu. I tak jak on cudem ocaleli. Kiedy na swojej trasie spływu odkryli wodospady – nie wiedząc, czy Papież żyje – nazwali je bez wahania jego imieniem. Od 28 maja 1981 r. noszą nazwę Cascadas de Juan Pablo II i do niedawna była to jedyną nazwa geograficzna poświęcona papieżowi z „dalekiego kraju”.

Dwadzieścia pięć lat po tamtych wydarzeniach – pod patronatem TV Polonia, Polskiego Radia a także „Gościa Niedzielnego” – schodzimy do Colki, aby przy wodospadach odprawić pierwszą w historii Mszę św. w podziękowaniu za Jana Pawła i ocalenie życia. Życia, które chyba dla wszystkich, którzy tam zeszli, nabiera innego smaku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy