Nowy numer 17/2024 Archiwum

Samolot w ogniu

To była największa tragedia w polskim lotnictwie wojskowym od czasu II wojny światowej.

Był wieczór 23 stycznia, godz.19.07. Samolot transportowy Polskich Sił Powietrznych CASA C-295M spadł na zalesiony teren nieopodal pomorskiego lotniska w Mirosławcu. Na pokładzie było 20 osób. Nastąpił wybuch. Wszyscy zginęli. – Jadąc tam, mieliśmy nadzieję, że kogoś uratujemy – opowiada proboszcz mirosławieckiej parafii ks. Edward Matyśniak, który wraz z wikariuszem ks. Arkadiuszem Jędrasikiem uczestniczył w akcji ratunkowej. – Trudno opowiedzieć, jak to wyglądało. Kupa złomu, połamane drzewa i porozrzucane ludzkie ciała. Tym, których udało nam się wydobyć, udzieliliśmy absolucji, pomodliliśmy się. Potem w towarzystwie płk. Krzysztofa Mroza, szefa sztabu, pojechaliśmy do rodzin powiadomić o tym nieszczęściu.

Cudem uratowany
Ofiary katastrofy to w większości wysocy oficerowie lotnictwa, wśród nich dowódca 1. brygady lotnictwa taktycznego gen. Andrzej Andrzejewski, który już raz o włos uniknął śmierci. W sierpniu 2003 r., pilotując samolot szturmowy Su-22, został omyłkowo strącony podczas ćwiczebnych strzelań rakietowych nad Bałtykiem. Katapultując się, stracił tratwę ratunkową. W utrzymywaniu się na powierzchni morza pomagała mu tylko kamizelka ratunkowa. Po 2 godzinach w wodzie został szczęśliwie uratowany. Maszyna, która rozbiła się w Mirosławcu, rozwoziła do macierzystych jednostek uczestników warszawskiej konferencji, poświęconej bezpieczeństwu lotów. Przed katastrofą samolot zdążył jeszcze wylądować w bazie lotniczej w Powidzu (w przyszłości mają tam stacjonować polskie Herculesy) i w bazie lotniczej w podpoznańskich Krzesinach, gdzie stacjonują myśliwce F-16.

Cios w elitę
Gdy CASA startowała do swego ostatniego lotu z lotniska w Warszawie, na jej pokładzie znajdowało się 40 wysokich oficerów lotnictwa. – Było wśród nich dwóch spośród 21 polskich pilotów, latających na F-16 – powiedział rzecznik Polskich Sił Powietrznych ppłk Wiesław Grzegorzewski. Był to sam szczyt elitarnej, i budowanej z wielkim trudnem, grupy polskich pilotów F-16 w osobach dowódcy bazy lotniczej w Krzesinach płk. Rościsława Stepaniuka oraz dowódcy jednej ze stacjonujących tam eskadr F-16 ppłk. Cezarego Wiśniewskiego. Gdyby więc do tragicznego wydarzenia doszło np. przy starcie CASY, to w jednej chwili stracilibyśmy nie 20, a 40 wysokiej klasy specjalistów, a cały program F-16 znalazł- by się w poważnym impasie. Skądinąd słyszy się też o obawach, że na lepiej płatne posady mogą odejść mechanicy, przeszkoleni do obsługi F-16.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy