Nowy numer 17/2024 Archiwum

Nowa kolejka na Kasprowy

– Tatusiowie nie będą już musieli trzymać dzieci na plecach, bo szyba w nowym wagoniku jest na poziomie 50 cm – uśmiecha się Kazimierz Korzeniowski, kierownik zespołu Kolei Linowych na Kasprowy Wierch. Czasami jednak, Bóg chowa wszelkie widoki za mgłą.

Tak też było w dniu, kiedy z redakcyjnym kolegą stanąłem w Kuźnicach, przy dolnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch. O dziwo, nie było gaździn jak zawsze głośno nawołujących ceprów do kupna oscypków, wełnianych swetrów czy skórzanych pantofli, a słychać było dźwięki urządzeń obsługiwanych przez Szwajcarów. To pracownicy firmy Garaventa – światowego potentata w budowie wysokogórskich kolejek. Pracowali akurat na dachu jednego z czterech nowych wagoników i dopinali ostatnie elementy zmodernizowanej konstrukcji nośnej.

Lina jak mina
– Najtrudniejsza była chyba wymiana lin, bo kiedy są naprężone i pod napięciem, to popuszczenie czegokolwiek w niewłaściwym momencie prowadzi natychmiast do tzw. rujnacji, czyli jakby wybuchu miny – tłumaczy nam obrazowo Paweł Murzyn, dyrektor ds. technicznych Polskich Kolei Linowych (PKL). Nowe wagoniki, sunące wśród tatrzańskich smreków, mają około 10 ton (łącznie z pasażerami), poprzednie ważyły 4 tony. – Są cięższe, ale i bardziej obszerne, na ich pokład będzie mogło wejść jednorazowo 60 osób, o połowę więcej niż do tej pory – wylicza dyrektor.

Już wyjeżdżając z dolnej stacji w Kuźnicach, łatwo można zauważyć na Polanie Kalatówki klasztor sióstr albertynek z Pustelnią św. Brata Alberta. Krajobrazy z minuty na minutę coraz bardziej zapierają dech w piersiach. Odsłania się, o ile są sprzyjające warunki atmosferyczne, widok na rozległą panoramę Czerwonych Wierchów i strome białe ściany Jaworzyńskich Turni. Wcześniej można zobaczyć szczyt Giewontu o kształcie zupełnie innym niż znany z Zakopanego. Na wysokości 1352 m n.p.m. na Myślenickich Turniach następuje przesiadka do drugiego wagonika.

Niby ukryty sabotaż
Następny odcinek trasy jest bardziej stromy. Z prawej strony dobrze widoczny Kocioł Goryczkowy – w czasie zimy raj narciarski. Wagonik sunie dalej nad dziką Doliną Suchą Kasprową i dobija do górnej stacji kolejki.

Kto kompletnie nie zna tatrzańskiego krajobrazu, może zawsze liczyć na miłych konduktorów w wagonikach, którzy służą swoimi opowieściami i wskazują opisane wyżej szczyty. Sami też wysłuchują różnorakich historii. – Kilka lat temu jakaś nauczycielka jechała z grupą i nagle zaczęła ogłaszać swoim podopiecznym, że pod nimi jest pas graniczny ze Związkiem Radzieckim – uśmiecha się pracownik PKL. Dyżur konduktora trwa zwykle 12 godzin, pokonują dziennie wagonikami około 100 km. – Nie nudzi się wam jeździć tam i z powrotem tak w kółko? – pytam mojego rozmówcę. – Góry za każdym razem są inne, a i pasażerowie nie pozwalają się nudzić, niektórzy są dość oryginalni – odpowiada radośnie konduktor PKL.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy