Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Doktorze Rynek, proszę operować!

Kto wierzy w to, że służba zdrowia jest bezpłatna? Tylko ten, kto jeszcze nigdy nie zachorował.

Ma pan skierowanie na zabiegi? W porządku, najbliższy wolny termin za cztery miesiące. Aha, zapłaci pan. W takim razie w przyszły czwartek”. – Bezpłatna służba zdrowia to pusty slogan, o czym wie każdy Polak. Pustym sloganem jest również stwierdzenie, że każdy mieszkaniec naszego kraju ma nieograniczony do niej dostęp. Kolejki, limity, skierowania i inne bariery sprawiają, że często zmuszeni jesteśmy do szukania układów, znajomości, korzystania z czarnego rynku usług czy leczenia się za pieniądze w sektorze prywatnym – mówił już trzy lata temu obecny minister zdrowia Zbigniew Religa.

Biały fartuch, czarny rynek
O tym, że służba zdrowia jest chora, mówi się od niepamiętnych czasów. Jednym z najgorszych objawów tej choroby jest łapownictwo. „Łóżko szpitalne ma cztery nogi, a jedna kosztuje 500 złotych” – usłyszała rodzina pacjenta jednego z chirurgów, który trafił potem na ławę oskarżonych. Trafił na ławę, bo był wyjątkowo bezczelny, w większości przypadków rodzina jednak płaci, bo zdrowie bliskich jest przecież najważniejsze. W sporządzonym pięć lat temu raporcie „Ubezpieczenia zdrowotne w Europie Środkowowschodniej” prof. Romuald Holly z Krajowego Instytutu Ubezpieczeń oszacował, że najróżniejsze nieformalne opłaty, „dowody wdzięczności” i łapówki w polskiej służbie zdrowia wynoszą… od 5 do 8 miliardów złotych rocznie!

Ale problemem są nie tylko łapówki. Wie o tym każdy, kto godzinami czeka w długich kolejkach. – Ręce opadają, człowiek taki chory, ledwie się trzyma na nogach, a lekarz spóźnia się prawie godzinę – oburza się starsza kobieta w poczekalni ośrodka zdrowia. – Wie pan, ile ja zarabiam? Żeby utrzymać rodzinę, gonię z jednej pracy do drugiej, biorę mnóstwo dyżurów. Nie zawsze uda się wszędzie zdążyć na czas – tłumaczy się lekarz.

Studnia bez dna
Wszyscy opłacamy obowiązkowe składki na ubezpieczenie zdrowotne. Większość z nas wpłaca do wspólnej kasy Narodowego Funduszu Zdrowia znacznie więcej, niż wybiera w postaci „bezpłatnych” porad czy zabiegów. Już samo to przesądza, że służby zdrowia nie można nazwać bezpłatną, a zapis o tym w konstytucji jest zwykłą fikcją. Co roku płacimy zresztą coraz wyższą składkę. Dwa lata temu było to 8,25 proc. pensji, w zeszłym roku 8,50, w tym roku 8,75. Tygodnik „Wprost” obliczył, że podwyżki, które wywalczyli sobie ostatnio strajkujący pracownicy służby zdrowia będą kosztowały przeciętnie zarabiającego podatnika dodatkowo prawie 2 tys. zł rocznie. Mimo to nie zanosi się, by był to już koniec.
– Składka na ubezpieczenie zdrowotne może rosnąć bez końca. To studnia bez dna – mówi dr Andrzej Sokołowski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Niepublicznych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy