Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Wizytówka

Co wizytówka ma wspólnego z nauką? Taka z imieniem i nazwiskiem, adresem i e-mailem. Bardzo dużo. Uświadomiłem to sobie aż na Antypodach. Ale po kolei.

Kilka miesięcy temu rozpocząłem poszukiwania kogoś, kto zechciałby mnie wspomóc finansowo w wy- jeździe na V Światowy Kon- gres Dziennikarstwa Nauko- wego w Melbourne. Amba- sada Australii w Warszawie pieniędzy nie miała, ale przesłała mi informacje o programie rządowym, w ramach którego Australijczycy raz do roku zapraszają do siebie kilku dziennikarzy z całego świata. Chodzi oczywiście o promocję. Dziennikarzom pism turystycznych pokazuje się widoki, a tym, którzy zajmują się sprawami zagranicznymi, umożliwia spotkania z najważniejszymi australijskimi politykami. Jestem dziennikarzem naukowym i chciałem poznać Australię pod tym kątem.

Wysłałem dokumenty i dwa tygodnie później dowiedziałem się, że lecę. Chciałem pojechać na konferencję, która trwa 4 dni, a dostałem wyjazd trzytygodniowy. Pokonałem około 45 tys. kilometrów. Oglądałem parki narodowe, nowo otwarty reaktor atomowy, laboratoria genetyczne i budowany właśnie nowoczesny synchrotron. Rozmawiałem z tymi, co badają gwiazdy, rafy koralowe i komórki macierzyste. Wiele godzin dyskutowałem z lekarzami, klimatologami, geologami i mikrobiologami. Zaskoczyła mnie otwartość tych specjalistów na dziennikarzy.

Pamiętam, jak kiedyś pewien fizyk, z którym chciałem przeprowadzić wywiad, zapytał, czy przeczytałem już jego publikacje. – Ja nie muszę być sławny, to panu zależy na tym wywiadzie – powiedział. Ten człowiek nie rozumiał samych podstaw komunikacji społecznej. To jemu powinno zależeć na tym, żeby ze swoimi badaniami wyjść poza hermetycznie zamknięte laboratorium. Tylko wtedy o tym, co robi, dowiedzą się ci, którzy te badania finansują, czyli podatnicy. To nieprawda, że dobra nauka wypromuje się sama.

W Polsce niewiele instytucji naukowych poważnie traktuje promocję i zarządzanie tym, co każdy kraj ma najcenniejszego, czyli dorobkiem intelektualnym. Na tzw. Zachodzie zajmują się tym wyspecjalizowane firmy, a uczelnie czy instytuty badawcze zatrudniają przynajmniej kilku speców od komunikacji naukowej.
Nie jestem w stanie policzyć, ilu naukowców spotkałem w czasie ostatnich kilkunastu dni. Patrząc na plik wizytówek, całkiem sporo. Oni dają wizytówkę mnie, a ja im. I już wiem, że ląduję w ich bazie danych.

Od tego czasu cokolwiek się stanie, zostanę o tym poinformowany. Do dzisiaj od większości z tych osób dostałem maila z przypomnieniem, kim są, czym się zajmują, i zapewnieniem, że jeżeli tylko będę potrzebował pomocy, oni z największą przyjemnością mi jej udzielą. Takie postępowanie jest dla rodzimych badaczy zupełnie obce. Ze szkodą dla polskiej nauki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy