Członkowie ostatniej misji naukowej mieszkali w tej stacji w 1979 roku. Kilka tygodni temu, po ponad 40 latach, polscy naukowcy dotarli do opuszczonej bazy na Antarktydzie. W jakim celu chcą ją znowu ożywić?
Tutaj wszystko jest inaczej. Antarktyda jest prawie cała pokryta lodem. Mówi się o niej, że to lodowa pustynia. Poprzez analogię do pustyni tereny, na których nie ma stałego lodu, nazywa się oazami. To o tyle paradoksalne, że oazy to miejsca w których jest woda, a w oazach antarktycznych, właśnie z racji braku pokrywy lodowej, jest wody mniej.
Całkiem ciepło
Oaz na Antarktydzie jest kilka, może kilkanaście. Cztery z nich są znacząco większe od pozostałych. Pośród tych czterech jest Oaza Bungera. Znajduje się gdzieś pomiędzy Wybrzeżem Królowej Marii i Wybrzeżem Knoxa, na Ziemi Wilkesa. Jeżeli ta wskazówka nikomu nic nie mówi, to można dodać, że Oaza Bungera znajduje się na Antarktydzie Wschodniej. To – w pewnym sensie – kawałek Polski, oddalony od nas o kilkanaście tysięcy kilometrów. Właśnie w Oazie Bungera znajdują się zabudowania starej polskiej Stacji Dobrowolskiego.
Dziwne to miejsce. Jego powierzchnia ma prawie 1000 km kwadratowych, ale połowę stanowią zamarznięte jeziora. Reszta to ląd. Choć Antarktyda – i słusznie – kojarzy się z bardzo niskimi temperaturami, w tym miejscu aż tak zimno nie jest. Oczywiście jest zimniej niż np. w Polsce, choć czasami temperatura dochodzi do plus 10 st. C (a czasami spada do minus 40 st. C). Znaczy to, że jak na warunki Antarktydy jest tam całkiem ciepło. Na południu osady występuje nawet roślinność. Choć ogranicza się do mchów i porostów – znowu – jak na Antarktydę to bardzo dużo. Można tu spotkać jeden z gatunków fok, a także kilka gatunków morskich ptaków. Wszystkie te okoliczności powodują, że Oaza Bungera jest bardzo nietypowym jak na najzimniejszy na Ziemi kontynent miejscem. W zasadzie już samo to wystarczy, by chcieć go zbadać. Tylko jak tam dotrzeć? Pierwsi badacze przylatywali tam samolotami, które lądowały… na zamarzniętej tafli jednego z jezior.
Pierwszą – jeszcze sezonową – stację w oazie założyli Rosjanie. Był rok 1956, a stała radziecka baza znajdowała się prawie 400 kilometrów dalej. Nie zajmowali jej długo, bo niecałe trzy lata później budynki stacji oficjalnie przekazano Polsce. Wówczas nadano jej imię Antoniego Dobrowolskiego, polskiego meteorologa i geofizyka, który z drugim polskim polarnikiem, Henrykiem Arctowskim, był członkiem belgijskiej wyprawy antarktycznej z końca XIX wieku. Nawiasem mówiąc, imieniem Arctowskiego została nazwana druga polska baza na Antarktydzie.
Co można zbadać?
Baza Dobrowolskiego składała się z dwóch drewnianych domków (nazwano je „Warszawa” i „Kraków”) oraz szeregu mniejszych magazynów. W zasadzie nigdy nie była bazą stałą. Leży kilka kilometrów od wybrzeża Morza Południowego i nad brzegiem Jeziora Figurowego. To na jego zamarzniętej tafli zimą mogą lądować samoloty.
Po pierwszej polskiej wyprawie nastąpił kilkuletni okres, w którym żaden Polak w zabudowaniach bazy nie mieszkał. Kolejna polska ekspedycja dotarła tam dopiero w 1965 roku. Potem nastąpiła jeszcze dłuższa przerwa (choć kilkukrotnie próbowano zorganizować wyprawę), aż po raz kolejny – i ostatni – Polacy znaleźli się w bazie Dobrowolskiego 1979 roku.
W późniejszym czasie Polska przez wiele lat starała się pozyskać środki na ponowne uruchomienie stacji. Co ważne, gdy ją opuszczano, zabezpieczono ją tak, że warunki atmosferyczne nie powodowały wielkich szkód (w dokumentach wyraźnie zaznaczano, że baza jest nieczynna, ale nie jest opuszczona). Od czasu do czasu polską stację odwiedzali Rosjanie i Australijczycy (mają bazy niedaleko naszej). Większe środki na rewitalizację tego miejsca Ministerstwo Nauki przyznało w 2018 roku, a w listopadzie 2021 roku wyruszyła pierwsza po ponad 40 latach polska ekspedycja naukowa. Badacze wypłynęli statkiem (razem z 67. Rosyjską Wyprawą Antarktyczną) z niemieckiego portu w Bremerhaven, a na miejsce dotarli po dwóch miesiącach, 8 stycznia 2022 roku.
Nie ma planów, by Stacja Dobrowolskiego była całoroczna (tak działa baza Arctowskiego), naukowcy planują jednak odwiedzać ją regularnie. Nie chcą natomiast rezygnować z prowadzenia całorocznych badań. Dzisiaj technologia pozwala zainstalować w bazie albo w jej okolicy autonomiczne urządzenia naukowe, które można nadzorować i pozyskiwać z nich informacje w sposób zdalny. W ten sposób zostaną tam zainstalowane urządzenia dostarczające danych sejsmicznych i geofizycznych. Te dane pomogą badaczom zrozumieć m.in. to, jak powstaje ziemskie pole magnetyczne. W przyszłości chcą oni zainstalować tam także antenę do badania jonosfery (warstwy atmosfery, która znajduje się kilkadziesiąt kilometrów nad powierzchnią Ziemi). Więcej badań będzie prowadzonych podczas pobytów naukowców w bazie. W sumie ekspedycja składa się z czterech osób (prof. Marek Lewandowski, prof. Monika A. Kusiak, dr Adam Nawrot i prof. Wojciech Miloch). W przeszłości naukowcy mieszkający w Stacji Dobrowolskiego zajmowali się glacjologią, meteorologią, botaniką, biologią, hydrologią, a także aerologią, geologią i geofizyką. Te same kierunki badawcze – a może i kilka nowych – będą uprawiane w przyszłości.
Jak z Marsa
Ci, którzy od lat lobbowali za tym, by Stację Dobrowolskiego przywrócić do życia, twierdzą, że nie chodzi tylko o dostęp do oryginalnych danych naukowych. Polscy badacze mogą z nich korzystać dzięki współpracy z zagranicznymi ośrodkami naukowymi. Choć od razu warto powiedzieć, że nie do przecenienia jest fakt, że naukowcy sami mogą zaprojektować eksperyment albo pomiar, stworzyć osobny projekt badawczy – wówczas nie muszą pozyskiwać danych naukowych z wielu różnych źródeł. Trzeba też pamiętać, że podstawową regułą nauk ścisłych jest dokonywanie pomiarów tych samych zmiennych różnymi metodami, przez różne zespoły. Ale tutaj chodzi o coś więcej. Badania w tak trudnych warunkach jak te panujące na terenach polarnych, wymagają nie tylko wytrwałości, ale także pomysłowości i pokonywania wielu barier technologicznych.
Podobnie jest z analizami prowadzonymi w przestrzeni kosmicznej. Każdy może pozyskać pomiary pochodzące np. z powierzchni Marsa, jednak skorzystanie z nich nie nauczy budowania sond i lądowników. Także na terenach polarnych dostęp do danych pozyskanych przez inne zespoły nie jest tym samym co samodzielne pomiary. Te poprzedzone są bowiem ogromnym wysiłkiem, którego celem jest zaprojektowanie urządzeń, ich instalacja i obsługa. Wszystko to w wymagających warunkach atmosferycznych jest niemożliwe bez niestandardowego podejścia. Wiedza pozyskana w ten sposób pozostanie w naszych zespołach badawczych czy instytucjach naukowych. I będzie procentowała.
Pierwsza po ponad 40 latach polska ekspedycja do Stacji Dobrowolskiego będzie przebywała tam osiem tygodni. Po tym czasie naukowcy wrócą do kraju. •