Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Nieprzewidziane skutki uboczne

Ochłap informacji rzucony mediom skutecznie przekreślił starania lekarzy i psychologów, próbujących walczyć z mitami o leczeniu psychiatrycznym.

Sobotni wypadek w Katowicach nie schodzi z medialnych czołówek. To zrozumiałe, że sprawa śmierci młodej kobiety budzi ogromne emocje. Niestety, do ich pompowania przyczyniła się także prokuratura, informując na specjalnie zwołanej w tym celu konferencji prasowej o wynikach badań toksykologicznych kierowcy. W jego krwi stwierdzono obecność leków antydepresyjnych i przeciwbólowych. Jak zaznaczył prokurator, dopiero w dalszym toku śledztwa wyjaśnione zostanie, czy miały one wpływ na zdolność do prowadzenia pojazdów przez kierowcę i dodał, że wyniki badania nie mają wpływu na kwalifikację czynu. Po co więc w ogóle o tym mówić?

Choroby i zaburzenia psychiczne nadal są w naszym społeczeństwie tematem tabu. W rozmowach ze znajomymi większość z nas nie ma oporu wspomnieć o swoim leczeniu u laryngologa czy gastrologa, mało kto jednak przyznaje się do wizyty u psychiatry, bojąc się łatki “psychola”, “wariata” czy - łagodniej - człowieka, który nie radzi sobie sam ze sobą. Tymczasem niebezpodstawnie depresję określa się mianem dżumy XXI wieku - skala jej występowania rośnie z każdym rokiem. W opublikowanym przed rokiem raporcie NFZ o depresji znajdujemy informację, że w całej Unii Europejskiej Polska była krajem o najniższym odsetku osób chorych. “Należy jednak podkreślić, że OECD w raporcie Health at Glance: Europe 2018 wskazuje, że różnice pomiędzy krajami mogą wynikać z faktu, że w krajach o większej świadomości problemu zaburzeń psychicznych, mniejszej stygmatyzacji chorych i łatwiejszym dostępie do opieki psychiatrycznej chorzy są szybciej diagnozowani i istnieje wyższe prawdopodobieństwo, że w przypadku wystąpienia problemów psychicznych sami zgłoszą się po odpowiednią pomoc (OECD, 2018)” - czytamy w raporcie. Nie jesteśmy więc “wyspą szczęśliwą”, gdzie odsetek chorych na depresję jest mniejszy. Mniejsza jest świadomość choroby i jej konsekwencji, za to większe są obawa przed stygmatyzacją i szkodliwe przekonanie, że depresja to dowód na słabość, a przecież “wystarczy wziąć się w garść”, a objawy znikną.

Z rozmów z lekarzami wiem, jak trudno bywa przekonać pacjentów do podjęcia leczenia. I to pomimo tego, że większość środków antydepresyjnych nie uzależnia i nie pogarsza codziennego funkcjonowania. Chorzy boją się, że “psychotropy”, jak je pogardliwie nazywają, zmienią ich osobowość albo uniemożliwią wykonywanie obowiązków, w tym właśnie prowadzenie samochodu. W ostatnich latach powoli coś zaczyna się zmieniać - prowadzone są kampanie społeczne dotyczące depresji, coraz więcej osób publicznych mówi o swoim leczeniu. Świadomość społeczna małymi krokami zaczyna rosnąć.

I tu wkracza katowicka prokuratura ze swoim wczorajszym komunikatem - jak sam pan prokurator raczył zauważyć, nic nie wnoszącym do sprawy. Taką samą wartość merytoryczną miałaby informacja, że kierowca nosił okulary. A przecież inaczej funkcjonuje osoba z wadą 7 dioptrii, inaczej ktoś z niewielkim pogorszeniem wzroku. Nie wiemy, jakie leki zażywał kierowca, jakie było ich stężenie i czy w ogóle miały wpływ na jego zachowanie. W eter poszła jednak informacja: oskarżony o zabójstwo (bo taki zarzut postawiła prokuratura) zażywał leki przeciwdepresyjne, co spowodowało kolejną falę ataków na sprawcę. “Internetowa ława przysięgłych” wydała wyrok - zabił, bo się leczył, osoby chorujące psychicznie są niebezpieczne...

Trudno zrozumieć, jaki był cel przekazania do publicznej informacji o wyniku badań toksykologicznych kierowcy - można odnieść wrażenie, że prokuratura chciała pokazać swoje zaangażowanie w wyjaśnienie emocjonującej sprawy. Ochłap informacji rzucony mediom skutecznie przekreślił jednak starania lekarzy i psychologów, próbujących walczyć z mitami o leczeniu psychiatrycznym. W efekcie wielu chorych może zrezygnować z podjęcia terapii lub na własną rękę odstawić leki. A takie działania mogą faktycznie wywołać nieprzewidziane skutki uboczne i stanowić realne zagrożenie. 
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agnieszka Huf

Z wykształcenia pedagog i psycholog, przez kilka lat pracowała w placówkach medycznych i oświatowych dla dzieci. Absolwentka Akademii Dziennikarstwa na PWTW w Warszawie. Współpracowała z miesięcznikiem „Różaniec”, portalami „Stacja7” i „Aleteia” a także z katowickim oddziałem „Gościa Niedzielnego”. Autorka książki „Zawsze myśl o niebie: historia Hanika - ks. Jana Machy (1914-1942)”. W „Gościu Niedzielnym” od stycznia 2021 odpowiada za media społecznościowe. Interesuje się turystyką górską, literaturą faktu, życiem Kościoła i nową ewangelizacją. Obszar specjalizacji: Zagadnienia społeczne, niepełnosprawność, psychologia, tematyka rodzinna.

Kontakt:
agnieszka.huf@gosc.pl
Więcej artykułów Agnieszki Huf