Józef Maria Ruszar zagląda do kieszeni Zbigniewa Herberta i innych twórców PRL-u. Powstał z tego znakomity portret wiernych i zhańbionych.
Bo jeśli mowa o rachunkach, wiadomo, że twórcy tamtych czasów za decyzję bycia w opozycji musieli słono zapłacić. W książce „Zapasy ze światem Zbigniewa Herberta” Ruszar detalicznie przedstawia ich trudną sytuację materialną. Herbert w czasach stalinowskich opanował do perfekcji wypychanie swoich dziurawych butów papierem. Ci, którzy decydowali się na poparcie władzy, żyli pod kloszem. Kiedy Staff dostał od Cyrankiewicza umeblowane mieszkanie w alei Róż, Herbert pomieszkiwał u przyjaciół. Nie przez przypadek Jakub Berman powiedział Torańskiej: „Na ludziach kultury zależało nam szczególnie”. Władza była przekonana, że posłuszni jej twórcy wpłyną na społeczeństwo.
Głównym rozliczanym przez autora jest Zbigniew Herbert, który nie tylko w „Hańbie domowej” rozliczał potem sprzedajnych kolegów. Ruszar przekonuje, że decyzja autora „Pana Cogito”, by utrzymywać się z samego pisania, nosiła znamiona heroizmu. Ten absolwent ekonomii i prawa tylko epizodycznie miewał stałą pracę. Pisał do kilku tytułów, w 1952 r. był płatnym krwiodawcą, w czasie odwilży – dyrektorem Biura ZG Związku Kompozytorów Polskich; pracował też w biurze ZLP, a potem w Centralnym Zarządzie Torfowisk. Dopiero kiedy doceniono go na Zachodzie, a głównie w Niemczech, zaczął utrzymywać się z tłumaczeń, odczytów.
Ruszar wyraziście stawia sprawę: „Spór o stalinizm (i późniejsze wersje tak zwanego realnego socjalizmu) oraz udział artystów, pisarzy i intelektualistów w propagandzie komunizmu wiązał się z wypominaniem im niesprawiedliwego korzystania z dóbr kosztem społeczeństwa”. Patrząc na wybory naszych literatów, umiejących dobrowolnie zrezygnować z komunistycznego ptasiego mleka, widać, kto ile stracił, żeby zyskać.
Barbara Gruszka-Zych