– Decyzja życia za klauzurą to gest niewiasty z Ewangelii, która rozbiła flakon wonności i rozlała je na stopy Chrystusa – mówi przeorysza imbramowickich norbertanek, s. Faustyna – Maria Przybysz.
Bóg jest wart, żeby „zmarnować” dla Niego nasze dary i talenty – dodaje. Według niej ta scena pozwala zrozumieć sens ich życia w ścisłym zamknięciu, gdzie z ludzkiego punktu widzenia marnują je. – Są u nas siostry z talentami aktorskimi, artystycznymi, językowymi, naukowymi, których nie mają możliwości wykorzystać, spędzając wiele godzin na modlitwie i zwyczajnej domowej pracy. Ale modląc się, wylewamy na stopy Jezusa wonne olejki w przekonaniu, że jedynym celem życia jest uwielbianie Go. Chcemy Mu oddać nie to, co nam zbywa, ale to, co jest dla nas największą wartością, bo zasługuje na więcej niż wszystkie dobra świata.
Siedzimy w rozmównicy klasztoru norbertanek w Imbramowicach. Wymalowane na sklepieniach anioły więcej mówią o mieszkających tam mniszkach niż jakiekolwiek słowa. Lekkość skrzydeł umiejących wznieść się ponad ziemski padół, oczy widzące piękno, a jakby ślepe na doczesne sprawy, trzepot i wrażenie wybawienia z ziemskiego przyciągania.
Na ścianie wisi też przypominająca o ziemskiej rzeczywistości kopia wystawionego w kościele, słynącego łaskami, obrazu Jezusa Cierpiącego, na którą spogląda przeorysza. Z jego powodu w 2003 r. uznano to miejsce za sanktuarium Męki Pańskiej. Moja rozmówczyni, jak żaden inny znawca przedmiotu, potrafi opisać widoczną na płótnie każdą ranę Zbawiciela, odkąd trzy lata temu zachorowała onkologicznie. – Tak Opatrzność odkryła mi tajemnicę umęczonego ciała Jezusa – mówi.
Znaki
– Dzisiaj spełniam marzenie przebywania z Nim sam na sam – opowiada. – Kiedyś w moim wyobrażeniu życie klauzurowe było tak wyjątkowe, że sądziłam, iż to droga dla gigantów, którym nie sięgam do pięt. Byłam zdumiona, gdy okazało się, że Bóg często wybiera słabych, takich jak ja. Od dzieciństwa moim wzorcem byli ukochani rodzice i dwie siostry, starsze ode mnie o 9 i 11 lat. Najbardziej świątobliwą z nas była najstarsza Ania. Ona jednak po przemodleniu decyzji wyszła za mąż. Natomiast młodsza Ewa, o wiele weselsza, lubiana przez rówieśników, po studiach wstąpiła do norbertanek w Imbramowicach i przybrała imię Angelika. Byłam wtedy zauroczona marzeniami o życiu rodzinnym, trojgiem dzieci siostry, które bawiłam, planowałam karierę naukową. Siostrę – zakonnicę niechętnie odwiedzałam, bo klasztor był wtedy bardzo zniszczony i wydawał się miejscem sprzyjającym jedynie depresji. A ona miała jeden ukochany temat duchowości, który wydawał mi się atakiem na moje cieszenie się życiem. Miałam 17 lat, kiedy mama, która rezerwowała mi rekolekcje, wybrała dla mnie te powołaniowe w Czernej, o czym dowiedziałam się dopiero na miejscu. Od tamtej chwili do czasu, kiedy jako 26-latka po germanistyce przekroczyłam próg klauzury, przeżyłam wiele walk wewnętrznych. Całkiem niepotrzebnie, bo jeżeli życie zakonne jest naszym powołaniem, to przyjdzie moment tak czytelnych znaków, że człowiek ma siłę wewnętrzną powiedzieć za św. Pawłem: „wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa”. Przez wspólnotę charyzmatyczną i splot różnych okoliczności Pan Bóg pokazał mi, że moim powołaniem też jest droga norbertańska.
od ponad 30 lat dziennikarka „Gościa Niedzielnego”, poetka. Wydała ponad dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Nie chciałam ci tego mówić” (2019). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle”, „Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” a także wywiad-rzekę „Życie rodzinne Zanussich. Rozmowy z Elżbietą i Krzysztofem”. Laureatka wielu prestiżowych nagród za wywiady i reportaże, m.innymi nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w dziedzinie kultury im. M. Łukasiewicza (2012) za rozmowę z Wojciechem Kilarem.
Kontakt:
barbara.gruszka@gosc.pl
Więcej artykułów Barbary Gruszki-Zych