GN 40/2023 Otwarte Archiwum

Charytatywne co nieco

Jedzenie i picie na pikniku charytatywnym prócz walorów smakowych ma także dodatkową wartość.

To ciekawe zjawisko. Zaczęło się od pikników charytatywnych i festynów parafialnych. Można było zjeść swojskie ciastko i wypić kawę, a dwa czy pięć złotych z naszego portfela lądowało na koncie instytucji pomocowej. Dzięki tym pieniądzom z „małego co nieco” udało się stworzyć i utrzymać niejedno dzieło: świetlice socjoterapeutyczne, ośrodki dla osób niepełnosprawnych czy kuchnie dla ubogich. Jak Polska długa i szeroka polubiła festyny ze swojskim jadłem. To jadło tworzyło ważne społecznie miejsca, ale i społeczeństwo obywatelskie. Bo żeby kupić i zjeść, trzeba najpierw przygotować, upiec, zorganizować i sprzedać.

Obecnie wymiar lokalny „jedzenia charytatywnego” zatacza coraz szersze kręgi i wręcz wychodzi poza parafie czy niewielkie organizacje. Coraz więcej fundacji, stowarzyszeń, instytucji pomocowych, wykorzystując prosty pomysł, by smakosza nakarmić, wychodzi z czymś słodkim, słonym i kofeinowym do szerokiego odbiorcy. I z niewielkich nawet miejscowości czy organizacji, dzięki mediom społecznościowym i współczesnym środkom komunikacji oraz nowoczesnym pomysłom na reklamę, trafia do coraz większej liczby ludzi. Częstuje i karmi, a dzięki temu tworzy społeczność dużo większą niż lokalne możliwości. Rozwija cele statutowe, ratuje od biedy, wykluczenia. Warto się poczęstować, by i inni mieli zdrowie.

Coś dla kawoszy

Pierwszej „charytatywnej kawy” na masową skalę można się było chyba w Polsce napić w Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl. W Warszawie powstał sklep Amakuru, który oferował wyroby z Afryki. W kawiarni, stacjonarnie lub na wynos, można było skosztować wyśmienitej kawy. Ziarna sprowadzano dzięki polskim misjonarzom z krajów afrykańskich. Dochód ze sprzedaży rękodzieła i kawy jest przeznaczany na realizację projektów dobroczynnych, takich jak budowa oddziału położniczego w Kigali (Rwanda), zakup kalkulatorów i podręczników dla uczniów szkoły ekonomicznej w Baffousam (Kamerun). Gdy w Polsce pijemy wyśmienity napar, również dzieci ulicy Casa Hogar w Kolumbii mają lepszą opiekę, a młodzież z ubogich rodzin w miejscach, gdzie panują bieda, klęski żywiołowe i wojny, a gdzie działają pallotyni – otrzymuje wykształcenie.

Kawosze mogą też wesprzeć… zakony klauzurowe. – Zaczęło się od spotkań Konsulty Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich, podczas których podejmowano wspólne inicjatywy, aby m.in. mieć tańsze połączenia sieci komórkowej czy taniej kupować paliwo – mówi saletyn ks. Paweł Bryś. – W czasie rozmów okazało się też, że wszyscy pijemy dużo kawy. Znalazł się szybko rzemieślnik, który podjął się wypalania kawy dla nas. Nie chodziło o przepiękne i drogie opakowanie, lecz o jakość zawartości. Najpierw kawę wypalał wyłącznie dla zakonów męskich. Niebawem dołączyły siostry zakonne. A od początku od każdego kilograma sprzedanej kawy złotówka trafiała na potrzeby sióstr klauzurowych. Dziś za pośrednictwem konsulty męskiej pieniądze są przekazywane dla żeńskiej konsulty klauzurowej. – A ponieważ nasza kawa jest wyśmienita, środków wystarcza na opłaty i jej funkcjonowanie – mówi ks. Bryś. – Akcja bowiem się rozrosła i powstał sklep internetowy, więc kawosze chętnie się w nim zaopatrują, mając świadomość, komu w ten sposób pomagają.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast