Nowy numer 11/2024 Archiwum

6 mitów o wyborach 2020

Część powszechnie powtarzanych tez dotyczących tej kampanii rozpada się jak domek z kart w zderzeniu z faktami.


Mit o opozycji, dla której priorytetem jest walka z PiS

Jednym z najczęściej powtarzanych obrazów w czasie kampanii wyborczej była wizja opozycji, którą - choć dzielą w wielu kwestiach poglądy - łączy nadrzędny cel: odsunięcie PiS od władzy. Teza, że jest to priorytet dla wszystkich partii opozycyjnych, nie broni się po analizie działań liderów Koalicji Obywatelskiej. Już na starcie kampanii prezydenckiej było oczywiste, że aby pokonać Andrzeja Dudę, nie wystarczy postawić się w twardej opozycji do PiS, ale trzeba odebrać mu sporą część jego wyborców. Jego wyborców, czyli elektoratu konserwatywnego, który z jakiegoś powodu w poprzednich wyborach zaufał Andrzejowi Dudzie i związanemu z nim środowisku politycznemu. Gdyby dla całej opozycji priorytetem było pozbawienie PiS Pałacu Prezydenckiego, wtedy wystawiono by wspólnego kandydata o poglądach umiarkowanych, bardziej centrowych niż Andrzej Duda, ale tylko o tyle, by mogła go poprzeć konserwatywna polska wieś i nieduże miasta. Było kilku kandydatów, którym wszystkie sondaże dawały większe szanse na pokonanie Andrzeja Dudy w II turze niż Małgorzacie Kidawie-Błońskiej czy Rafałowi Trzaskowskiemu, a mimo to po wycofaniu Kidawy-Błońskiej KO nie poparła ani Hołowni, ani mocnego w tym czasie Kosiniaka-Kamysza. Jako że nie można posądzać liderów KO o zupełne niezrozumienie mechanizmu ordynacji podzielonych na dwie tury wyborów, pozostaje jedynie wyciągnąć wniosek, że ugrupowanie to grało przede wszystkim o utrzymanie swojego statusu jako jedynej alternatywy dla PiS, a ewentualna wygrana ich kandydata mogła być miłym skutkiem ubocznym. Mimo porażki Trzaskowskiego jednak KO ostatecznie na tych wyborach ugrała bardzo dużo - potwierdziła swoje miejsce jako lidera opozycji, a jeszcze w kwietniu przy sondażach dających Kidawie-Błońskiej poniżej 5 proc. poparcia sytuacja wyglądała dla tego ugrupowania koszmarnie. Trudno zresztą nie zauważyć przy tym koła ratunkowego, jakie PiS rzucił KO w postaci możliwości zmiany kandydata. Partia rządząca doskonale wiedziała, że z Trzaskowskim będzie łatwiej wygrać niż z bardziej konserwatywnym konkurentem (co bezlitośnie i bez odrobiny przyzwoitości wykorzystywała TVP), a nawet w razie porażki lepiej przegrać ze znanym odwiecznym wrogiem niż z nowym, który na fali świeżości może pociągnąć za sobą tłumy i nie ma jeszcze sporego bagażu społecznej nieufności, jaki przez lata wypracowała Platforma Obywatelska.

Mit o demokracji i frekwencji

Od dłuższego czasu nie tylko na krajowej arenie toczy się spór dotyczący zagrożenia demokracji w Polsce rządzonej przez PiS. Obie strony konfliktu przeciągają linę w swoim kierunku. Jedni sugerują, że np. reformy uzależniające sądownictwo od władzy nie mają żadnego wpływu na demokratyczne mechanizmy kontrolne państwa, a druga stosuje grubo przesadzone porównania do tego, co działo się w komunistycznej PRL. Przy okazji wyborów strona rządząca chętnie podkreśla, że bardzo wysoka frekwencja jest dowodem na to, że mamy społeczeństwo obywatelskie, a demokracja ma się świetnie. Tymczasem taka zbitka nie jest prawdziwa. O ile z pierwszą tezą należy się zgodzić, bo blisko 70-procentowy udział uprawnionych w głosowaniu pomimo wakacji i epidemii dobitnie o obywatelskości narodu świadczy, o tyle druga strona medalu jest taka, że wysoka frekwencja wynika m.in. właśnie z poczucia zagrożenia niektórych elementów demokratycznego państwa, takich jak choćby media publiczne czy wspomniane sądownictwo. 

Mit o tym, że PiS wygrywa tylko dzięki socjalowi

Od lat powtarzana jest upraszczająca rzeczywistość opinia, że PiS wygrywa, bo przekupuje Polaków ich własnymi pieniędzmi. I jak każdy mit - ma w sobie ziarno prawdy. Rzeczywiście, trudno nie zauważyć tego, jaką rolę w wygranych PiS w 2015 r. miała obietnica wprowadzenia programu 500 Plus i jak duże znaczenie spełnienie tej obietnicy miało dla kolejnych wygranych obozu Jarosława Kaczyńskiego. Ale budowanie narracji, w której jedynie rozdawnictwo publicznych pieniędzy jest przyczyną tej hegemonii, nie wytrzymuje konfrontacji z faktem, że Rafał Trzaskowski przegrał wybory pomimo obietnicy utrzymania dotychczasowych programów socjalnych i obietnicy kolejnych, równie drogich, a może i droższych, jak choćby dodatek 200 zł do emerytur kobiet za każde urodzone dziecko. Swoją drogą, być może właśnie na tym polega największy błąd Koalicji Obywatelskiej, że przyczyny sukcesów wyborczych PiS redukuje do realizacji programów socjalnych i nie wyciąga wniosków z własnych błędów.

Mit o liderze opozycji, którego popiera pół Polski

Niemal wszyscy komentatorzy podkreślają wielki osobisty sukces Rafała Trzaskowskiego, który zgromadził wokół siebie ponad 10 mln wyborców i którego wizję Polski popiera niemal tyle samo Polaków, ile popiera kierunek zaproponowany przez Andrzeja Dudę. Chociaż prezydentowi Warszawy należą się gratulacje, bo wykręcenie wyniku na poziomie ponad 10 mln głosów to naprawdę coś, to jest to raczej informacja o skali sprzeciwu wobec polityki PiS, a nie o realnym poparciu Rafała Trzaskowskiego. Blisko 50-procentowy wynik wiceszef KO zawdzięcza przede wszystkim temu, że Polacy mieli wybór zero-jedynkowy. Jeśli już spojrzymy na wyniki I tury, gdzie startowało 11 kandydatów, to zobaczymy, że Andrzej Duda uzyskał poparcie ponad 43 proc. wyborców, a Rafała Trzaskowskiego wybrało nieco ponad 30 proc., mniej niż jedna trzecia wyborców. Podobne dane płyną ze szczegółowych badań przeprowadzonych przed II turą. Aż 70 proc. wyborców Rafała Trzaskowskiego przyznało, że to nie jest ich idealny kandydat i głosując na niego, wybierają mniejsze zło. W przypadku wyborców deklarujących poparcie Andrzeja Dudy tak swój wybór określiło tylko 25 proc. badanych. Na nieco inaczej skonstruowane pytanie: "Czy głosujesz bardziej za swoim kandydatem, czy przeciwko konkurentowi?" wśród wyborców Trzaskowskiego było wciąż 57 proc. osób, które wybrały drugi wariant. W elektoracie Dudy to zaledwie 22 proc. 
Oczywiście to nie oznacza, że Trzaskowski nie wzmocni na fali wyrównanego wyniku wyborczego swojego osobistego poparcia. Ale na razie teza o porównywalnym poparciu Trzaskowskiego i Dudy jest przedwczesna i ma raczej charakter zaklinania rzeczywistości przez jego środowisko polityczne.

Mit o monopolu PiS na konserwatyzm 

Zjednoczona Prawica była jak dotąd przekonana, że tradycyjny wyborca konserwatywny wobec wyboru między PiS a PO z całą pewnością zagłosuje na tych pierwszych. Z tego powodu powszechnie uważano, że liczni wyborcy Krzysztofa Bosaka z pierwszej tury w drugiej w większości zagłosują na Andrzeja Dudę. Ten mit został definitywnie obalony, gdy spora część wyborców Konfederacji postanowiła nie zagłosować lub oddać nieważny głos, a ci, którzy zdecydowali się postawić krzyżyk przy jednym z nazwisk kandydatów, podzielili się mniej więcej po równo, z minimalną przewagą dla obecnego prezydenta. To oznacza, że elektorat bardziej konserwatywny, czy to światopoglądowo, czy gospodarczo, nie ma ochoty być rozgrywany jako przystawka PiS i jeśli partia rządząca chce być przez nich traktowana poważnie, to musi się o to postarać w okresie trochę dłuższym niż dwa tygodnie między wyborczymi turami. Zresztą podobne zjawisko obserwowaliśmy w 2015 r., gdy część środowisk LGBT postanowiła w geście protestu przeciw rządom PO poprzeć Andrzeja Dudę, choć naturalne wydawało się ich głosowanie na Bronisława Komorowskiego. 

Mit o chęci zerwania z polityczną wojną PO-PiS

Praktycznie wszyscy kandydaci poza Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim opierali swoje kampanie wyborcze na wezwaniu do zakończenia "wojny polsko-polskiej", generowanej przez PiS i PO. Do tego mitu odwoływali się też zresztą obaj kandydaci przed II turą (szczególnie Rafał Trzaskowski, który do wygrania potrzebował poparcia elektoratów od Biedronia, przez Hołownię po Bosaka i Kosiniaka-Kamysza). Tyle tylko, że o tym, jak wielu z nas chce zakończenia duopolu PO-PiS dobitnie opowiedziały wyniki I tury, w której spośród 11 kandydatów przedstawiciele tych dwóch partii uzyskali prawie trzy czwarte wszystkich ważnych głosów.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera