Nowy numer 11/2024 Archiwum

Zdystansowani

Z jednej strony nietrudno zrozumieć powody, dla których słabnie motywacja, by utrzymać nakazany dystans. Z drugiej zbyt łatwo usprawiedliwiamy się z bądź co bądź dość lekceważącego stosunku do zaleceń w czasie zarazy.

Dwa słowa „dystans społeczny” mają szanse – bez dwóch zdań – trafić na szczyt rankingu najpopularniejszych pojęć 2020 roku. Od tygodni kolejni politycy, epidemiolodzy, lekarze sugerują konieczność wprowadzenia owych słów w czyn na polu bitwy z koronawirusem. I mają rację. Warto zrobić krok w tył, dając w ten sposób wyraz odpowiedzialności, nawet jeśli wiąże się z tym ryzyko otrzymania łatki asekuranta. Ale wracając do niezmiennie popularnego wyrażenia – raczej spodziewać się należy, że zostanie z nami na dłużej. Zresztą wspomniał o tym niedawno minister zdrowia, gdy zapowiadał, iż „jesienią czeka nas pilnowanie dystansu (społecznego – przyp. P.S.), noszenie maseczek i powrót do rozsądku”.

Koronawirus przenosi się drogą kropelkową. To wiedzą nawet małe dzieci. Zdawać by się mogło, że kto pamięta na co dzień o tym prostym fakcie, jak i o tym, że zaraża również osoba, która przechodzi COVID-19 bezobjawowo, ten odpowiedni dystans zachowa. Cóż, jak mówi powiedzenie (bodaj rumuńskie): „Życie to życie, a ludzie to ludzie”. Gołym okiem widać, jak dużym problemem dla niektórych (w tym m.in. dla osób publicznych, które z publicznością mają przecież sporo do czynienia) jest wyliczenie na oko dwóch metrów. W naszym kraju wciąż obowiązuje zalecenie właśnie takiej odległości pomiędzy osobami bez założonej maseczki. Mówi o tym jasno komunikat na rządowej stronie www.gov.pl.

Bywa, że zamiennie stosuje się w wypowiedziach wyrażenia „dystans społeczny” i „dystans fizyczny”. Czy słusznie? I co zmienia się w życiu człowieka, który dzień za dniem zachowuje te dwa, trzy kroki odstępu od bliźniego? Aby odpowiedzieć na te pytania, odkurzyłem „Ukryty wymiar”, niewielką – tylko pod względem drukarskiego formatu – książeczkę, zakupioną w czasie studiów na zajęcia z antropologii kulturowej. Na jej kartach Edward T. Hall opisał, czym w istocie są dystanse międzyludzkie i jaką rolę odgrywają w życiu ludzi.

„Im więcej dowiadujemy się o ludziach, tym jaśniejsze się staje, że skóra jest niewystarczającym punktem odniesienia dla pomiaru zatłoczenia czy też jego granicy” – czytamy na wstępie zasadniczego rozdziału książki. Inaczej mówiąc, przestrzeń, w której napotykamy zarówno najbliższych przyjaciół, jak i nieznajomych, ma określoną dynamikę, bo wiąże się z działaniem bardzo różnych osobowości. Są przecież wśród nas tacy, dla których bliskość fizyczna z ludźmi bywa trudna. Z kolei inni nie potrafią znieść przedłużającego się przymusu oddalenia. Konsekwencje pandemii koronawirusa tylko spotęgowały te skłonności do psychologicznie skrajnie odmiennych reakcji. W niektórych przypadkach pociągnęły też rosnącą podejrzliwość - a nierzadko hejt - jednych wobec drugich. Trudno więc dziwić się, że ostatnie kilka miesięcy dało się wielu nie tylko fizycznie, ale też psychicznie we znaki, owocując poczuciem samotności, lęku czy nawet depresją.  

Co konkretnie oznaczają polskie „urzędowe dwa metry” w opisanym układzie Halla? Amerykański antropolog wyróżnił cztery rodzaje dystansów: dystans intymny (do 45 cm), osobniczy (od 45 do 120 cm), społeczny (od 120 do 360 cm) i publiczny (powyżej 360 cm). Zatem nasze dwa metry wypadają gdzieś w połowie dystansu społecznego. „Jest to właśnie ta odległość, na którą odchodzimy wówczas, gdy ktoś powiada: Stań tak, żebym mógł cię obejrzeć” – obrazuje autor. Już w podanym przykładzie czujemy pewien chłód, prawda? Z dnia na dzień zrobiliśmy parę kroków w tył, przesuwając się z naturalnej dla nas odległości „osobniczej” (tej na wyciągnięcie ręki, z możliwością zajrzenia drugiej osobie w oczy, dostrzegania szczegółów twarzy). Z jednej strony nietrudno zrozumieć powody, dla których słabnie motywacja, by utrzymać nakazany dystans. Z drugiej zbyt łatwo usprawiedliwiamy się z bądź co bądź dość lekceważącego stosunku do zaleceń w czasie zarazy.

Aktualnie brzmią słowa, które wiele dekad temu Antoine de Saint-Exupery zapisał we wspomnieniach, a później opublikował w powieści „Pilot wojenny”: „Czym jest odległość? Wiem, że wszystkiego, co naprawdę dotyczy człowieka, nie da się policzyć, zważyć i zmierzyć. Prawdziwa odległość nie jest kwestią oka; jest kwestią umysłu”.

PS.
W omawianej kwestii jest jeszcze inny rodzaj dystansu, który bywa nazywany zdrowym rozsądkiem. Na pewno warto zdystansować się od osób, które sieją lęk, ale też zamieszanie, zaplatając pandemiczne łańcuszki w internecie czy przekazując korona-newsy z „pewnego źródła” od cioci, znajomego cioci czy od nieznanego z nazwiska naukowca, którego cytuje cioci znajomy.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Sacha

Kierownik serwisu internetowego gosc.pl

Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. W „Gościu Niedzielnym” pracuje od 2006 roku. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”. Autor książki dla dzieci „Mati i wielkie fałszerstwo”. Jego obszar specjalizacji to kultura, zwłaszcza współczesna literatura i muzyka, a także tematyka społeczna.

Kontakt:
piotr.sacha@gosc.pl
Więcej artykułów Piotra Sachy