Nowy numer 39/2023 Archiwum

Korona z głowy spadnie

Światowy kryzys, który miał miejsce w 2008 roku, może okazać się niczym w porównaniu z załamaniem światowej gospodarki wywołanym koronawirusem.

Dla Zachodu to niemal koniec świata. Tak można w skrócie opisać chaos, jaki wywołała po części nadmierna panika, po części racjonalna prewencja konieczna do zatrzymania epidemii. Ta sytuacja odsłania brutalną prawdę o nierówności, jaka rządzi stosunkami międzynarodowymi, relacjami gospodarczymi i procesami ekonomicznymi. Bo przecież z punktu widzenia na przykład Syryjczyków, uciekających od 9 lat przed bombami lub terrorem, wynoszących spod gruzów ciała swoich bliskich lub koczujących w obozach dla uchodźców, a w ostatnich tygodniach zamarzających na śmierć pod granicą turecką, korona-panika, jaka opanowała Zachód, wygląda trochę jak płacz rozpieszczonych dużych dzieci, że nagle zabrakło im sushi i kawioru. Dla mieszkańców Syrii, Jemenu, a wcześniej Iraku doświadczenie „końca świata” trwa od dłuższego czasu, a jednak dopiero zachodnia panika wywołana wirusem sprawiła, że na naszych oczach być może przyspiesza załamanie się światowego porządku. Widoczne już spowolnienie, a tym samym mocno prawdopodobny kryzys gospodarczy może być o wiele groźniejszy niż ten z 2008 r. Jednocześnie możemy być świadkami przyspieszonych narodzin nowego modelu funkcjonowania globalnej gospodarki. I to nie musi być koniecznie pesymistyczna wersja możliwych zdarzeń.

Zgaszone światło

Właściwie nie wiadomo, od którego sektora przemysłu, od jakiej branży należałoby zacząć – bo praktycznie każda gałąź gospodarki i życia społecznego została poddana próbie, jakiej w tym stuleciu jeszcze nie byliśmy świadkami. Różnica między obecną sytuacją a tą z 2008 r. polega na tym, że wtedy mieliśmy do czynienia z efektem domina, gdy upadały branże zależne od siebie nawzajem, ale był jakiś moment przejściowy, tzn. zanim pierwsze klocki domina doprowadziły do upadku tych w środku czy na końcu, musiała dokonać się cała sekwencja zdarzeń. Tym razem mamy do czynienia z niemal równoczesnym zawieszeniem działalności i tym samym kryzysem wielu różnych sektorów. Powód jest prosty: podejmowane działania prewencyjne, mające zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii, skutkują natychmiastowym wyłączeniem wielu aktywności gospodarczych w niemal tym samym czasie. I nie chodzi wyłącznie o zamknięcie części zakładów pracy, ośrodków kulturalnych czy wstrzymanie produkcji, ale również o zamknięcie granic przez niektóre państwa, co ma istotny wpływ na przepływ towarów i usług.

Kultura ofiarą nr 1

Od początku było jasne, że w pierwszej kolejności i być może najdotkliwiej ucierpi sektor szeroko rozumianej kultury. Zamknięcie kin, teatrów, domów kultury, oper, sal widowiskowych – to wszystko już zdążyło uderzyć w twórców, którzy z dnia na dzień musieli odwołać zaplanowane często z dużym wyprzedzeniem występy, a odwołane premiery filmowe to najczęściej strata nie do odrobienia w sytuacji, gdy cała kampania promocyjna była już mocno rozpędzona. Branża kulturalno-rozrywkowa to nie tylko twórcy i nie tylko instytucje czy firmy, ale też całe zastępy obsługi technicznej, logistycznej… Można by długo wymieniać listę podmiotów składających się na ten – brzydko mówiąc – łańcuch pokarmowy. Na razie pewną pociechą jest fakt, że na przykład we Włoszech, gdzie życie kulturalne jest niemal taką samą świętością jak futbol, rząd stara się rekompensować straty tej branży, ale nigdy dotąd nie mieliśmy do czynienia z totalnym i równoczesnym zamknięciem wszelkich aktywności kulturalnych, więc i budżet nie jest przygotowany, by w pełni czy choćby w połowie pokryć straty w tym obszarze. Zwłaszcza że budżet Włoch (ale też innych krajów) mocno się uszczupli na skutek prognozowanego spowolnienia wzrostu gospodarczego i mniejszych wpływów do niego.

W Polsce na stronach Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego można znaleźć informację dla twórców i artystów o możliwości składania wniosków o pomoc socjalną – ale zamknięcie choćby na 2 tygodnie (a przecież musimy się liczyć z dłuższym okresem) wszystkich placówek kulturalnych i odwołanie wszelkich wydarzeń artystycznych już skutkuje stratami, jakich nie jest w stanie zrekompensować żadna pomoc socjalna.

Więcej niż podróż

Kolejnymi poszkodowanymi są branże turystyczna i gastronomiczna. Najbardziej spektakularnym przejawem kryzysu tej pierwszej jest m.in. wprowadzony przez Biały Dom 30-dniowy zakaz lotów z Europy do USA. Ale również inne państwa na świecie wstrzymują przyjmowanie samolotów czy autokarów z wybranych krajów, co już spowodowało spadek o ponad 90 proc. obrotów przewoźników i firm turystycznych. Jeśli trzymać się danych podawanych przez FlightAware, mówimy o ponad 400 lotach dziennie na trasie Europa–USA! Analitycy prognozują, że w ten sposób tylko branża lotnicza może w tym roku stracić grubo ponad 100 mld dolarów. A że każdy lot i każda grupa pasażerów to miliony różnych powodów podróży – od wypoczynkowych po biznesowe – a tym samym odwołanych spotkań, imprez i różnych aktywności, które generują koszty i napędzają gospodarkę, skalę strat trudno objąć wyobraźnią. Zawieszenie czy zamknięcie poszczególnych aktywności gospodarczych oznacza zwolnienie milionów ludzi, utrzymujących kolejne miliony członków swoich rodzin. Zamknięcie granic i tym samym zawieszenie czy zamrożenie w branży turystycznej (i związanej z nią mocno branży gastronomicznej) to bardzo bolesny w skutkach cios dla całej sieci globalnych powiązań.

„Pikuś” 11 września

Jeśli kogoś nie przekonują pojedyncze przykłady sektorów, tylko potrzebuje „twardych dowodów” w postaci wahań na światowych giełdach, to może sięgnąć po dane z wszystkich największych parkietów na świecie. Wystarczyła zapowiedź wstrzymania lotów, by na kilkanaście minut na całym świecie zatrzymała się produkcja w poszczególnych branżach, co wywołało największy w tym wieku spadek indeksów na giełdzie nowojorskiej czy w Londynie. Takich spadków nie notowano ani po 11 września, ani po upadku Lehman Brothers w 2008 roku. Skala tego rezonowania w światowych finansach i gospodarce jest zdumiewająca, biorąc pod uwagę, że liczba zakażonych koronawirusem na całym świecie mieści się ciągle w ułamkach procentowych. Ale zrozumiała obawa związana z tempem rozprzestrzeniania się wirusa przynosi takie skutki, jakich żadni analitycy nie byli w stanie przewidzieć. Bo nie dało się przewidzieć, że „ledwo” 1400 zarażonych (w chwili pisania tego tekstu) w 67-milionowej Francji spowoduje straty w samej branży turystycznej aż o 40 procent! A to przekłada się na strach inwestorów i spadki na giełdach oraz masowe bankructwa.

Chińskie auto

Z reguły sygnałem ostrzegawczym zbliżającego się kryzysu na szerszą skalę są problemy przemysłu motoryzacyjnego. Tym razem jest inaczej – załamanie produkcji, sprzedaży, a więc potężny cios w ten sektor gospodarki jest wynikiem wszystkich wymienionych wyżej czynników. W Chinach, od których zaczęła się cała historia z koronawirusem, prognozowane straty tylko Volkswagena (który, podobnie jak inne z branży, przeniósł tam swoją produkcję) mogą sięgać kilku miliardów dolarów. Biorąc pod uwagę, że blisko połowa produkcji i sprzedaży tej marki dokonuje się w Chinach, można mówić o niemałej pułapce, w jakiej znalazł się nie tylko ten jeden koncern, ale również inne, a także cała paleta producentów części zamiennych. O wstrzymaniu produkcji już w lutym mówiły władze Forda, Toyoty, Hondy, a grupa PSA (produkująca m.in. Citroëna czy Peu­geota) ewakuowała nawet swoich pracowników. Pułapka polega na tym, że część koncernów zaczęła myśleć o powrocie z produkcją do swoich krajów, tyle że w tym czasie koronawirus sparaliżował również rynki europejskie i amerykańskie. W Chinach w końcu udało się powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa i część branży wznowiła działalność. Niektóre firmy samochodowe pozostały więc w pewnym zawieszeniu (z milionowymi stratami dziennie), innym udało się już przywrócić produkcję.

Środki łagodzące

Już tylko od tego pobieżnego przeglądu gospodarczych skutków koronawirusa może się zakręcić w głowie. Scenariusz bardzo pesymistyczny jest całkiem realny, ale na szczęście nie jest nieodwołalny. Wiele zależy od najbliższych tygodni – czy i na ile uda się zatrzymać rozwój pandemii na Zachodzie, w tym w Polsce. Pewną nadzieję budzi zahamowanie jego niszczącego pochodu w Chinach czy w Korei Południowej. Ale dopóki nie mamy pewności, czy uda się to we Włoszech, Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii, USA czy w Polsce, trzeba próbować łapać się przynajmniej środków łagodzących skutki kryzysu. Jednym z instrumentów mają być działania Komisji Europejskiej, która zapowiedziała stworzenie wartego 25 mld euro funduszu, który ma pomóc dotkniętym kryzysem sektorom gospodarki. Inne konieczne działania to z pewnością zwolnienia podatkowe, zmniejszanie czy opóźnianie obowiązku płacenia przez firmy pewnych zobowiązań wobec budżetu. Ale trzeba pamiętać, że obniżanie podatków dobrze robi gospodarce w warunkach normalnego funkcjonowania, gdy „interes się kręci”, natomiast w sytuacji, gdy i tak pewne aktywności pozostaną zamrożone czy zawieszone przez dłuższy czas, dodatkowe zwolnienia z zobowiązań niczego nie załatwią w sytuacji, gdy… wpływy do budżetu będą niskie z racji braku przychodów. Nie wygląda to najlepiej, ale przy mądrej prewencji, działaniach osłonowych i – trzeba mieć nadzieję – rychłym „wyginięciu” koronawirusa, może uda się ocalić świat przed kryzysem, jakiego nie przewidzieli nawet najlepsi analitycy.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast