Mamy nowego wroga. To, czy śmiertelnie groźnego, czy tylko złośliwego, jeszcze się okaże. Każdego dnia dowiadujemy się o nim więcej, choć wciąż nie wszystko jest jasne. Najważniejsze jest chyba to, że bardzo szybko się rozprzestrzenia.
Gdy piszę ten artykuł, wirus z Wuhanu zabił kilkaset i zaraził kilkanaście, może kilkadziesiąt tysięcy osób. Obecność wirusa potwierdzono już w kilkunastu krajach. Także w Polsce bacznie obserwuje się kilku chorych, którzy mogą być jego nosicielami. Wszystko zaczęło się jednak wiele tysięcy kilometrów od naszego kraju.
Zaskoczenie
Wszyscy zarażeni w pierwszym rzucie, 41 osób, byli sprzedawcami albo klientami jednego, konkretnego targowiska w chińskim mieście Wuhan, na którym sprzedaje się żywe dzikie zwierzęta, takie jak węże czy nietoperze. W tym regionie Chin po prostu się zjada. Zakażeni cierpieli na ostre zapalenie płuc, mieli wysoką gorączkę, kaszel i bóle głowy. Jest bardzo prawdopodobne, że człowiek zaraził się od zwierząt. Nosicielami bardzo podobnego – co do struktury – wirusa są nietoperze.
Na początku wirusem można się było zarazić jedynie przez kontakt z chorymi zwierzętami. Naukowcy zastanawiali się, czy infekować mogą tylko one, czy także chorzy ludzie. Dzisiaj już wiadomo, że wirus z Wuhanu przełamał immunologiczną barierę ochronną ludzi. Innymi słowy – nabył zdolności do przenoszenia się z człowieka na człowieka. Co do tego nie ma już wątpliwości, bo chorować zaczęli ludzie, którzy nigdy nie byli w Wuhanie ani nie mieli kontaktu z chorymi (dzikimi) zwierzętami. Mieli jednak kontakt z chorymi ludźmi. Przez jakiś czas dyskutowano, kto może wirusem zarażać. Czy tylko osoby, które już odczuwają objawy choroby, czy także ci, którzy co prawda już są nosicielami wirusa, ale jeszcze nie mają gorączki ani kaszlu. Niestety, okazało się, że wirusem można zarażać nawet wtedy, gdy nie odczuwa się jego objawów. A to bardzo zła wiadomość. I pewne zaskoczenie, bo w przypadku innych koronawirusów zarażać można tylko wtedy, gdy samemu odczuwa się objawy. Przeważająca większość koronawirusów jest dla nas kompletnie niegroźna. Od czasu do czasu zdarza się jednak mutacja, która może nam zaszkodzić. W przeszłości taka mutacja spowodowała SARS, czyli ostrą niewydolność oddechową. Śmiertelność wirusa SARS wynosiła 10 proc., a 50 proc. chorych przechodziło infekcję na tyle mocno, że trafiało do szpitala. Wirus z Wuhanu ma śmiertelność na poziomie 1–2 proc., a do szpitala trafia około 20 proc. zarażonych. W wyniku SARS w 2002 roku zmarło w sumie 700 osób. Całkiem niedawno na Bliskim Wschodzie pojawił się koronawirus o nazwie MERS. Także on powodował niewydolność oddechową. Jego śmiertelność wynosiła 30 proc. I tym razem na całym świecie zmarło kilkaset osób. W porównaniu z tymi wirusami ten z Wuhanu jest bardzo łagodny, ale znacznie szybciej się rozprzestrzenia.
Pogotowie
I to właśnie tempo rozprzestrzeniania się wirusa oraz fakt, że nie sposób odizolować wszystkich jego nosicieli, stanowi siłę wirusa. W Chinach z powodu infekcji zmarło kilkaset osób. Dla porównania: w Polsce w czasie ostatniego sezonu grypowego zmarło około 150 osób (choć lekarze twierdzą, że to liczba mocno zaniżona, a w rzeczywistości liczba śmiertelnych przypadków grypy i tych związanych z grypą jest wielokrotnie wyższa). Na całym świecie z powodu grypy i jej powikłań umiera od 300 do 600 tysięcy ludzi. W Chinach hospitalizacji wymaga kilka, kilkanaście tysięcy osób. W samej Polsce podobną grupę hospitalizuje się z powodu grypy. Wirus z Wuhanu rozprzestrzenia się jednak znacznie szybciej niż wirus grypy i dłużej się „wylęga”, a to utrudnia jego zwalczanie. W przypadku wirusa grypy od momentu zarażenia do chwili wystąpienia objawów mija od jednego do czterech dni (zwykle dwa). Dla wirusa z Wuhanu to kilka, ale może i kilkanaście dni. To kolejna zła wiadomość. Przez wiele dni zarażać mogą bowiem osoby, które czują się dobrze i nie mają pojęcia, że są nosicielami wirusa.
Choć międzynarodowe organizacje i rządy, odnosząc się do sytuacji, nie używają jeszcze słowa „epidemia” czy „pandemia”, sytuacja jest trudna. Mamy nowego wirusa, który nie jest bardzo zjadliwy, ale z racji szybkości rozprzestrzeniania się może pociągnąć za sobą wiele ofiar. Dlatego Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła stan „światowego pogotowia”. Przy okazji na konferencji prasowej dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus powiedział, że „największym zagrożeniem jest rozprzestrzenianie się wirusa na kraje wyposażone w słabe systemy opieki zdrowotnej”. Na wirusa z Wuhanu nie ma szczepionki ani lekarstwa, a to oznacza, że jedynym sposobem na walkę z nim jest odizolowywanie nosicieli od chorych. Do tego potrzebne są jednak szybkie testy diagnostyczne i sprawnie działający system opieki zdrowotnej. Kraje, w których go nie ma, będą prawdziwą wylęgarnią wirusa.
W Chinach miasta, w których pojawiły się ogniska wirusa, zostały otoczone kordonem wojska i policji, a mieszkańców poddano kwarantannie. Ich kontakt ze światem jest mocno ograniczony. W sumie w Chinach pod kluczem żyje dzisiaj kilkadziesiąt milionów ludzi. W samym mieście Wuhan, od którego chyba wszystko się zaczęło, mieszkało 11 milionów ludzi. Ale gdy wybuchła panika, 5 milionów wyjechało. Wśród nich musieli być i nosiciele, i chorzy, bo wirus zaczął się pojawiać w innych chińskich miastach.
Bezpieczeństwo
Dzisiaj Wuhan wygląda jak wymarłe miasto. Mieszkańcy nie wychodzą ze swoich mieszkań. Odwołano wszystkie imprezy masowe, a budynki użyteczności publicznej są zamknięte. Jedynie szpitale pracują pełną parą. Wrażenie robi tempo, w jakim buduje się tam szpitale polowe. Choć hospitalizacji potrzebuje około 20 proc. zarażonych (to znacznie mniej niż w przypadku innych wirusów), to prędkość, z jaką wirus się rozprzestrzenia, powoduje, że liczba osób wymagających pomocy lawinowo rośnie.
Co robić, by nie zarazić się wirusem? Jakimkolwiek, nie tylko tym z Wuhanu. Przede wszystkim – nie przebywać blisko chorych (po to się ich izoluje) i dbać o higienę. Ponadto często myć dłonie. Mniej więcej połowa przypadków grypy w Polsce i niemal połowa wszystkich innych chorób odbakteryjnych oraz wirusowych w naszym kraju jest wynikiem niedostatecznej higieny dłoni. Maseczka na twarz nie jest dla wirusa z Wuhanu żadną barierą. Jeżeli ktoś w otoczeniu kichnie, wirus przedostanie się przez nią bez problemu. Ale maseczka może być pomocna, by wirus z dłoni nie dostał się na usta. Przy okazji: kichając, zawsze się zasłaniajmy. Najlepiej z chusteczką w dłoni. Wymagajmy tego samego od innych ludzi.
Bardzo ważna jest ogólna kondycja organizmu. Osoby odpowiednio odżywione i wyspane są mniej podatne na zarażenie się czymkolwiek. Najbardziej zagrożeni są ludzie starsi i chorzy. Większość tych, którzy zmarli z powodu wirusa z Wuhanu, to właśnie osoby starsze i schorowane.
Dzisiaj wirus poza Chinami jest w kilkunastu krajach świata. Najpewniej dotrze i do Polski, o ile już nie dotarł, bo przecież nie jesteśmy wyspą. Na chłodno analizując sytuację, należy stwierdzić, że dzisiaj bardziej powinniśmy się obawiać wirusa grypy. Ale musimy mieć świadomość, że pojawił się nieznany wcześniej wróg. Nie jest bardzo zjadliwy, ale rozprzestrzenia się bardzo szybko. I to stanowi o jego sile. Sytuacja może się zmienić diametralnie, gdy wirus z Wuhanu zacznie mutować. I właśnie dlatego rozwój sytuacji jest tak bacznie obserwowany. •
Wirus wyizolowany
W australijskim Instytucie Infekcji i Odporności w Melbourne został wyizolowany (wyhodowany) wirus z Wuhanu. O podobnym osiągnięciu informowali naukowcy z jednego z rzymskich laboratoriów. Specjaliści mówią o przełomie, bo dopiero teraz możliwe jest jego dokładne badanie. W tej sytuacji można rozpocząć pracę nad szczepionką, lekami i szybkimi testami diagnostycznymi. Nie ma już wątpliwości, że wirusem mogą zarażać także ci, którzy nie mają objawów (np. kaszlu czy gorączki). Bez szybkich i tanich testów diagnostycznych wirus może się rozprzestrzeniać na całym świecie.