Nowy numer 11/2024 Archiwum

Wojna koreańsko-japońska na naszych oczach

Między dwoma azjatyckimi potęgami gospodarczymi rośnie napięcie. Czy wzrosną z tego powodu ceny smartfonów?

Od początku wakacji rośnie napięcie między Koreańczykami a Japończykami. Koreańscy właściciele japońskich samochodów rozbijają swoje maszyny pałkami. Japońskie sklepy w Korei Południowej świecą pustkami. Koreańczycy odwołują swoje wakacje w Japonii. Na ulicach koreańskich miast tłumy ludzi skandują hasła obrażające sąsiadów zza Morza Japońskiego. Choć w samej Japonii nie ma takiego społecznego napięcia jak w Korei Południowej, to jednak rząd w Tokio wytoczył mocne działa w kierunku Seulu. A wszystko rozbija się o trudną historię między dwoma krajami.

„Comfort women” i przymusowa praca

W zeszłym roku koreański sąd najwyższy ogłosił, że japońskie firmy powinny wypłacić odszkodowania rzędu kilku milionów dolarów kilkudziesięciu ofiarom pracy przymusowej z czasów II wojny światowej, które wytoczyły procesy Japończykom. Władze koreańskie postanowiły włączyć się w naciski na Tokio w celu realizacji tego wyroku. Ale może to być tylko początek wielkiej lawiny, mocno uderzającej w Japonię. Ofiarami pracy przymusowej na rzecz japońskiej machiny wojennej w latach 30-tych i 40-tych były setki tysięcy Koreańczyków. Kolejne setki tysięcy Koreanek stały się tzw. „comfort women”, czyli kobietami przymuszonymi do świadczenia usług seksualnych japońskim żołnierzom.

Japończycy stoją na stanowisku, że kwestia zadośćuczynienia dla Koreańczyków została zamknięta w latach 60-tych. Wtedy rząd w Tokio przekazał Seulowi kwotę odpowiadającą kilkuletniemu budżetowi koreańskiemu. W dodatku w latach 90-tych wsparto finansowo dawne „comfort women”. Korea Południowa, która przez lata rozwijała się także dzięki współpracy gospodarczej z Japonią, nie wracała za bardzo do trudnej historii. Wszystko zmieniło się jednak wraz z upadkiem - pod naporem afer korupcyjnych - dotychczasowej elity politycznej Korei Południowej. Liberalnych polityków zastąpili politycy lewicowi - np. obecny prezydent Mun Jae-in - którzy odwołują się do haseł nacjonalistycznych.

Wojna w cieniu jeszcze większej wojny

Eksperci zajmujący się Azją wschodnią podkreślają, że Koreańczycy są narodem dużo bardziej porywczym niż Japończycy. Stąd olbrzymie protesty na ulicach koreańskich miast i tak szeroko zakrojona akcja bojkotu konsumenckiego. Japończycy, nie będąc tak porywczy, nie wychodzą na ulice i nie rozbijają koreańskich samochodów. Potrafią jednak w wojnie gospodarczej być równie skuteczni. Tokio zdecydowało się zablokować eksport do Korei Południowej szeregu materiałów kluczowych w produkcji smartfonów. Może to mocno wpłynąć na cenę popularnych urządzeń koreańskiej produkcji. Jako powód podano … groźbę wywozu tych materiałów do Korei Północnej, która mogłaby je wykorzystać do produkcji broni.

Konflikt koreańsko-japoński stawia w trudnym położeniu Stany Zjednoczone. Oba kraje są kluczowymi sojusznikami Waszyngtonu w Azji Wschodniej. A Amerykanie prowadzą przecież otwartą wojnę gospodarczą z Chińczykami. Mniejsza, ale wciąż poważna wojna gospodarcza zaraz obok, jest im mocno nie na rękę. Donald Trump nie zajął jasnego stanowiska w konflikcie japońsko-koreańskim. Amerykański prezydent nie zdecydował się jeszcze na mediacje między dwoma demokratycznymi sojusznikami.

Trudno dziś powiedzieć, w jaką stronę pójdą relacje między Koreą Południową a Japonią. W Korei doszło niedawno do zmiany, podobnej jak w innych częściach świata. Liberalna elita, która stawiała na globalizację i współpracę gospodarczą, straciła władzę. Zastąpiła ją ekipa odwołująca się mocno do historii i dumy narodowej. Górę nad biznesem zaczynają więc brać emocje. W dodatku Korea zmienia powoli paradygmat geopolityczny. Ostrą politykę wobec Korei Północnej zastąpiły próby zbliżenia z Pjongjangiem. A to właśnie strach przed Północą trzymała Koreańczyków z Południa w sojuszu nie tylko z USA, ale i z Japonią. Trudno na razie ocenić, czy zmiany w Seulu osłabią więzi między demokratycznymi sojusznikami. Jedno jest jednak pewne. Konflikt dwóch technologicznych potęg wpłynie na rynek elektroniki na całym świecie.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka