Nowy numer 39/2023 Archiwum

Miliard przy urnach

Prawie miliard ludzi uprawnionych do głosowania. Milion lokali wyborczych. Miesiąc potrzebny na zliczenie głosów. W Indiach rozpoczęły się wybory parlamentarne.

To największe wybory w historii świata. Uprawnionych do głosowania na deputowanych do izby niższej parlamentu Indii (Lok Sabha) jest ponad 900 mln ludzi spośród całej populacji kraju, liczącej blisko 1,3 mld osób. Od ostatnich wyborów przybyły 83 mln nowych głosujących. To ogromne wyzwanie logistyczne, ale równie wielka jest polityczna stawka tego wydarzenia. Sondaże wskazywały, że Indyjska Partia Ludowa (BJP) urzędującego premiera Narendry Modiego jest bliska zdobycia samodzielnej większości na drugą kadencję z rzędu. Tym samym trwale zmarginalizowany zostałby potężny niegdyś Indyjski Kongres Narodowy – partia rodu Gandhi. Zwolennicy Modiego uważają, że zwycięstwo będzie oznaczać dalszy wzrost politycznego i gospodarczego znaczenia Indii na świecie, jego przeciwnicy zaś obawiają się pogłębienia nierówności w kraju między biednymi a bogatymi oraz między hindusami a mniejszościami religijnymi, jak również dalszych napięć w stosunkach z Pakistanem.

Bilans Modiego

Choć to wybory parlamentarne, mają charakter wielkiego testu poparcia dla premiera Narendry Modiego, sprawującego niepodzielne rządy w Indyjskiej Partii Ludowej. Od czasów Indiry Gandhi nie było w Indiach równie wyrazistego i silnego polityka. 69-letni Modi zyskał popularność, sprawując przez 13 lat (2001–2014) funkcję premiera stanu Gudżarat, gdzie doprowadził do znaczącego rozwoju gospodarczego. W ogólnokrajowych wyborach parlamentarnych w 2014 r. skutecznie przedstawił siebie jako zwolennika walki z korupcją, przyspieszenia gospodarczego, ale też nacjonalistycznego przebudzenia. Osiągnął spektakularny sukces – BJP wprowadziła 282 deputowanych do Lok Sabhy i stała się pierwszą w historii indyjskiego parlamentaryzmu partią, która mogła rządzić samodzielnie.

Mimo utrzymującego się wysokiego zaufania bilans rządów w sferze gospodarczej nie jest jednoznacznie pozytywny. Zainicjowano kilka projektów społecznych, m.in. tzw. modicare – program bezpłatnej opieki zdrowotnej dla 500 mln najuboższych ludzi, a także budowę ponad 100 mln toalet na wiejskich obszarach Indii. Spada też odsetek ludzi żyjących poniżej poziomu ubóstwa. Jednocześnie z roku na rok maleje tempo wzrostu gospodarczego – w 2017 r. wynosiło ono 6,7 proc., a 7 proc. to granica wzrostu, powyżej której w Indiach może rosnąć poziom życia całego społeczeństwa. W styczniu 2019 r. bezrobocie wyniosło 6,1 proc. i było największe od 45 lat.

Premier Modi ma na koncie kilka poważnych błędów ekonomicznych. Na przykład fatalnie przeprowadzoną reformę walutową. W celu walki z szarą strefą premier z dnia na dzień ogłosił wycofanie z obiegu największych banknotów – 500 i 1000 rupii. W bankach zabrakło jednak mniejszych nominałów, w efekcie czego miliony ludzi na wiele tygodni zostało pozbawionych pieniędzy. Jeszcze głębsze konsekwencje może mieć pogarszająca się sytuacja na wsi, gdzie w wyniku klęsk suszy, malejących zasobów wody, ale także niskich cen produktów rolnych narasta niezadowolenie społeczne. A z uprawy roli utrzymuje się 55 proc. społeczeństwa.

Odrodzenie kongresu

Głównym rywalem Narendry Modiego i partii BJP jest Indyjski Kongres Narodowy (INC). W 2014 r. partia ta znalazła się w kryzysie. Ostatnio przeżywa jednak odrodzenie. Jej lider – Rahul Gandhi (syn Sonii Gandhi, wnuk Indiry Gandhi) okrzepł politycznie. W 2014 r. zawiódł oczekiwania nudną kampanią i pozbawionymi charyzmy wystąpieniami. Dziś dziedzic dynastii wielkich polityków buduje swój wizerunek w kontrze do polaryzującego społeczeństwo premiera Modiego. Udało mu się też narzucić ton kampanii dzięki obietnicy wprowadzenia gwarantowanego dochodu podstawowego dla najbiedniejszych.

Dodatkowym atutem Kongresu jest włączenie się w kampanię Priyanki Gandhi. Siostra Rahula w przeciwieństwie do niego dobrze wypada na wiecach. Może się okazać czarnym koniem głosowania, gdyż udział kobiet w wyborach w Indiach rośnie bardzo szybko (w 2014 r. było to 65,3 proc.). Tymczasem w parlamencie zasiada tylko 8 proc. posłanek.

INC nabrało wiatru w żagle w grudniu zeszłego roku, kiedy w wyborach lokalnych partia Modiego nieoczekiwanie przegrała w trzech stanach: Radżastan, Madhya Pradesh i Chhattisgarh. Te największe stany, położone w sercu Indii, przez lata stanowiły bastion BJP.

Bunt pariasów

Indyjska polityka dalece wykracza ponad dwupartyjny podział. W tegorocznych wyborach startuje 26 partii ogólnokrajowych oraz 2 tys. ugrupowań stanowych. One też są problemem dla premiera.

BJP tradycyjnie cieszy się nikłym poparciem na południu kraju. W marcu Modi wypadł wyjątkowo blado na wiecu politycznym w stanie Tamilnadu. Tamilowie przywitali go dużymi demonstracjami. Niekorzystnie dla szefa rządu wygląda też sytuacja w Uttar Pradesh – najludniejszym stanie Indii (200 mln mieszkańców), gdzie wybieranych jest aż 80 posłów. Cztery lata temu wygrało tam BJP, które skorzystało wówczas z faktu skłócenia innych partii. Teraz najwięksi przeciwnicy połączyli siły: socjaldemokratyczna partia Samajwadi oraz partia Bahujan Samaj z charyzmatyczną Kumari Mayawati na czele. Wywodzi się ona z dalitów (zwanych też pariasami), czyli 200-milionowej rzeszy mieszkańców Indii z najniższej kasty, skarżącej się na dyskryminację. Jaskrawym przykładem jest ignorowanie przez policję plagi gwałtów na kobietach z najniższych kast. Cztery lata temu dalici licznie głosowali na Modiego, wierząc, że walka z korupcją może być kluczem do poprawy ich losu. Teraz odwrócili się od premiera – zadeklarowali to zarówno Mayawati, jak i lider tzw. armii Bhim, organizacji prowadzącej szkoły i placówki kulturalne dla najuboższych, często wzniecającej zamieszki.

Nacjonalistyczne wzmożenie

Na początku roku, po serii porażek w wyborach regionalnych, BJP zaczęła dołować w sondażach. Sytuacja się zmieniła, gdy w Kaszmirze doszło do samobójczego zamachu na autobus indyjskich sił porządkowych. Zginęło 46 osób, a do ataku przyznała się organizacja Armia Mahometa. Indie oskarżyły wówczas Pakistan o wspieranie zamachowców. 26 lutego indyjskie myśliwce dokonały nalotu na obóz terrorystów. Napięcie sięgnęło zenitu, gdy Pakistan zestrzelił F-16 sił powietrznych Indii. Niedługo później groźba konfliktu została zażegnana, uwolniono pilota strąconego myśliwca, a pakistański premier wezwał do dialogu. W przypadku niebezpieczeństwa wojny rośnie poparcie społeczne dla rządu – i na tym skorzystał Narendra Modi.

Zagrożenie ze strony sąsiada było wodą na młyn w kampanii wyborczej premiera, podczas której chętnie uderzał w nacjonalistyczne tony. Wielu mieszkańców Indii, kraju doświadczonego wiekami kolonizacji, dopiero wychodzącego z biedy, popiera taką retorykę jako przywracanie należnego miejsca w świecie. Lecz działania te mają też ciemniejsze oblicze. Indyjska Partia Ludowa jest zwolennikiem doktryny Hindutva, według której w Indiach powinno się mocniej akcentować dominację Hindusów. Mniejszości narodowe czy religijne należy stopniowo asymilować i podporządkować społecznym oraz kulturowym regułom życia Hindusów. Choć prominentni politycy BJP zapewniają, że nie ma mowy o przymusowym nawracaniu na hinduizm czy dyskryminacji politycznej, niedoreprezentowanie chrześcijan (ok. 30 mln w Indiach) i muzułmanów (200 mln) w strukturach władzy pozostaje faktem, a na prowincji przybiera bardziej brutalne formy. Przedstawiciele mniejszości skarżą się na terror tzw. obrońców krów, zwierząt świętych w hinduizmie. Ich status jest wykorzystywany przez nacjonalistyczne bojówki do zastraszania rolników i odbierania im dobytku. Jak podaje Human Right Watch, od 2015 r. w takich incydentach zabito 44 osoby (głównie muzułmanów), a sprawcy są bezkarni, gdyż sąd umarza ich sprawy.

W ostatnich tygodniach przed wyborami Narendra Modi i jego partia znów dominują w sondażach. Stoją przed szansą kontynuacji samodzielnych rządów, jednak odrodzony Kongres oraz przeciwne premierowi partie stanowe i kastowe mogą pokrzyżować jego plany. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast