Kiedyś pani Zofia pracowała w Niemczech – sprzątała mieszkania. Teraz u niej sprząta pani Zoja. Ciekawe to zjawisko...
To nie jest tekst o Ukraińcach w Polsce. To jest tekst o człowieczeństwie. Pani Zofia, w latach 90. ubiegłego wieku, a więc niemalże w innej epoce, o której czasem próbuje zapomnieć, pracowała w Niemczech. Sprzątała domy i mieszkania bogatszym Niemcom. Wyjechała w czasie, gdy była u nas bieda z nędzą, w jej miasteczku pracy nie było, a ona samotnie wychowywała dwoje dzieci. Co miała robić? Dzieci z babcią zostały, ona pojechała na zarobek. Mieszkała w Niemczech wiele lat, ciężko jej było, tęskniła, każdy grosz odkładała, żeby dzieci wykształcić, większe mieszkanie kupić, jakoś się na przyszłość ustawić. Traktowano ją bardzo różnie. Jedni z szacunkiem, jak... człowieka. Wymagali dobrej pracy, ale i dobrze traktowali. Ale bywało, że traktowano ją bardzo źle. Bo była sprzątaczką, przez długi czas nieznającą języka, źle ubraną kobieciną z miejscowości, w której według pracodawców wozy drabiniaste jeździły po błotnistej drodze. I to wystarczyło, by była dla nich powietrzem, na które można nakrzyczeć, nie zapłacić, patrzeć z pogardą, wyzyskiwać. Po latach pani Zofia nauczyła się asertywności i obrony, nie musiała też przyjmować wszystkich zleceń. Potem wróciła do Polski. I naprawdę stała się panią. Przez duże „P”. Ma dom, dzieci dorosły i same na siebie dobrze zarabiają, zainwestowała nawet pieniądze i niczego jej teraz nie brak. Nawet pomocy domowej. Z Ukrainy, bo taniej.
U pani Zofii pracuje pani Zoja. Przyjechała dwa lata temu z Ukrainy. Pod Tarnopolem ma troje dzieci, wychowuje je sama. Bieda była w domu taka, że musiała wyjechać. Zostawiła dzieciaki z babcią. Tęskni za nimi ogromnie, komunikuje się przez internet, gdy tylko może. I płacze, bo z jednej strony daje im wykształcenie, ubrania i jedzenie. Z drugiej – nie wspiera, nie towarzyszy w trudnym nastoletnim wieku. Pracuje u wielu osób, niemalże codziennie sprząta u innej rodziny. Jedni pracodawcy traktują ją z szacunkiem, inni – szkoda gadać: gdyby nie musiała, u pani Zofii akurat nie pracowałaby wcale. Wymagania, fochy, traktowanie jak służącej. Patrzenie z góry. Ale pani Zofia płaci, regularnie i uczciwie, więc Zoja na razie nie rezygnuje i jeździ do jej jakże pięknego mieszkania, by prać, prasować i myć podłogi. Stara się zrobić to jak najszybciej, najdokładniej i nie przejmować się – jak mówi ze wschodnim akcentem – panią Zofią z piekła rodem. Może z czasem Zoja też zarobi na swoje mieszkanie i wróci na Ukrainę. Ciekawe, kogo zatrudni i jak będzie tę osobę traktowała...•
Dziennikarz działu „Polska”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.
Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej