E w jedzeniu. Czy "chemia" w produktach spożywczych jest rzeczywiście aż tak zła?

Chemia ma złą prasę. Kojarzy się z czymś sztucznym i szkodliwym. To nieporozumienie. Chemia jest nauką opisującą budowę wszystkiego, co nas otacza. Skąd zatem głębokie przekonanie, że to, co zawiera chemię, jest niezdrowe? Między innymi z niezrozumienia systemu kodowania dodatków do żywności E.

Ile razy, patrząc na etykietę napoju, batoników czy jogurtu owocowego i czytając listę E…, mamy wrażenie, że zaraz będziemy jedli tablicę Mendelejewa? Gorzej! Wszystko, co ma literkę E, a po niej jakiś numerek, jest niemalże synonimem trucizny, i to tej najgorszej z najgorszych, bo ukrytej pod tajemniczym kodem.

Nic z tych rzeczy! E to system nazywania substancji i różnego rodzaju dodatków. Stosuje się go, by na etykietach nie umieszczać długich nazw produktów chemicznych (np. ester etylowy kwasu ­β-apo-8'-karotenowego). Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności już wiele lat temu wprowadził ujednolicony dla całej Unii Europejskiej system nazewnictwa. Wspomniany ester to pomarańczowy barwnik spożywczy, który oznacza się kodem E160. I tak, kupując coś w Hiszpanii czy na Litwie, w Grecji czy Finlandii, od razu można sprawdzić, co się je.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Anna Leszczyńska-Rożek