Nowy numer 13/2024 Archiwum

Między Nanga Parbat a telewizorem

Czy można odmawiać himalaistom prawa do akcji ratunkowej, "bo sami się tam pchali", a równocześnie nie protestować przeciw leczeniu z NFZ chorób płuc u palaczy? Przecież w obu przypadkach niezmiennie mamy do czynienia z człowiekiem, który potrzebuje pomocy.

To ciekawe, że tragiczne sytuacje w górach, gdy tylko nabiorą medialnego rozgłosu, wyciągają z nas jako społeczeństwa najpiękniejsze, ale i najgorsze cechy. Tak było po tragedii na Broad Peak, tak stało się również przy okazji akcji ratunkowej na Nanga Parbat.

Z jednej strony, gdy tylko pojawiły się informacje o problemach z zejściem z góry duetu Mackiewicz-Revol, ochoczo do akcji ratunkowej zgłosił się cały polski zespół działający w tym czasie pod K2. Gdy okazało się, że Pakistańczycy wstrzymują akcję, bo czekają na gwarancje finansowe dla przelotu śmigłowców, zebraliśmy jako społeczeństwo w ciągu godziny na internetowych zbiórkach potrzebne 50 tys. euro. Czwórka polskich wspinaczy biorących udział w akcji poszukiwawczej dokonała niemożliwego, docierając do poważnie odmrożonej Francuzki w ciągu zaledwie 8 godzin - wspinając się w ekstremalnie trudnym terenie nocą, mimo że NIE MUSIELI TEGO ROBIĆ.

Z drugiej strony w sieci pojawiły się wpisy setek internautów, którzy w czasie trwającej walki o życie Mackiewicza i Revol komentowali, że wspinacze sami się tam pchali, z własnej nieprzymuszonej woli, więc z jakiej racji ktokolwiek ma się zrzucać na ich akcję ratunkową, a tym bardziej jakim prawem gwarancje finansowe dało Ministerstwo Spraw Zagranicznych (ze wspólnej, budżetowej puli).

Oczywiście można się zastanawiać i dyskutować nad etycznym wymiarem himalaizmu. Szczególnie w sytuacji gdy wspinacz, wyjeżdżając na ryzykowną wyprawę, zostawia w domu rodzinę. Ale komentowanie sprawy w ten sposób, w sytuacji gdy trwa walka o życie człowieka, wydaje mi się jakimś koszmarnym objawem znieczulicy. Znieczulicy, która w tej formie z niewiadomych przyczyn najmocniej uderza chyba właśnie w ludzi gór. Bo jakoś nie słychać, aby ci sami ludzie, którzy odmawiają alpinistom prawa do akcji ratunkowej, sprzeciwiali się leczeniu ze środków NFZ np. chorób płuc u palaczy. A tego wymagałaby konsekwentna postawa. Bo przecież palacz nie płaci wyższej składki ubezpieczenia zdrowotnego, a poprzez swoje przyjemności znacząco podnosi ryzyko wystąpienia poważnych chorób, takich jak rozedma czy rak płuca. I na jego leczenie solidarnie (i bez możliwości wyboru) zrzucają się również osoby niepalące (poprzez płacenie składek). W przypadku himalaistów zrzutka na portalach internetowych była dobrowolna, a ministerstwo dało jedynie gwarancje, aby przyspieszyć rozpoczęcie akcji.

Oczywiście nie sprzeciwiam się prawu do leczenia palaczy czy kogokolwiek innego. Chcę tylko zwrócić uwagę, że himalaista w potrzebie to taki sam człowiek jak każdy inny. Wielokrotnie tarapaty, w które popadamy, mają swoje źródło w naszych wcześniejszych decyzjach. U jednych to wyjazd w góry wysokie, u innych przekroczenie dopuszczalnej prędkości za kierownicą albo niezdrowy tryb życia. Czy to jest powód, by odmawiać szansy na ratunek? Szczególnie w sytuacji, kiedy to nie my bierzemy udział w akcji, nie my ryzykujemy swoje życie i zdrowie, ratując innych, ale całe zmagania obserwujemy z wygodnej pozycji internetowego komentatora albo widza telewizji?

Oczywiście kiedy ktoś podejmuje decyzję o wyjściu zimą w góry wysokie, musi się liczyć z tym, że może pozostać tam bez żadnej pomocy. Ale jeśli już znaleźli się ludzie, którzy postanowili pomóc Elisabeth Revol i Tomaszowi Mackiewiczowi (czy to przez osobisty udział w akcji, czy przez wpłaty na finansowanie działań), to przynajmniej nie odbierajmy im takiego prawa. Nie chcesz, to nie wpłacaj, ale pozwól innym pomagać, jeśli uznają to za stosowne. 

Z perspektywy Ewangelii jest chyba jeszcze jeden powód, który warto wziąć pod uwagę w całej tej dyskusji: Jezus umierając na krzyżu daje nam zbawienie, choć sami przecież swoimi wyborami wleźliśmy w grzech. Pokazuje, że warto człowiekowi pomagać "na kredyt". Naprawdę, nie zawsze musimy dawać drugiemu tylko tyle, na ile sobie zasłużył. Czasami możemy dać po prostu.

Niedawno, w kontekście corocznej wojny o WOŚP ksiądz Węgrzyniak napisał takie słowa:

Zamiast kolejnych walk, zacznijmy się więcej modlić o to, żebyśmy się nauczyli wreszcie żyć obok siebie, jeśli już nie potrafimy ze sobą. Bo życie przeciw sobie nie jest ani ludzkie ani tym bardziej Boże.

Ta rada doskonale pasuje również do sytuacji z Nanga Parbat.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera