Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Prawo w składzie porcelany

Propozycje kolejnych zmian przepisów powodują, że człowiek już nie wie, czy jest liberałem, czy też konserwatystą.

Obserwując medialne relacje z 16 lipca tego roku dojść można do interesujące wniosku. Prawdopodobnie bowiem cześć osób krytykujących opozycję za wypowiedzi wygłaszane pod Sejmem, jednocześnie dołączyłaby do „łańcucha światła”, jaki „ustawił” się wokół gmachu Sądu Najwyższego w Warszawie. Na Wiejskiej bowiem mogliśmy ze sceny posłuchać totalnej opozycji, w zasadzie bez przerwy skupionej na sobie. Patrząc na kolejnych przedstawicieli KODu, Nowoczesnej, PO, liberalnych mediów oraz byłych działaczy opozycyjnych, dojść można do wniosku, że mają oni jeden cel i program: „Odsunąć partię rządzącą od władzy!!!”. Wieczorem, patrząc na zdjęcia z licznych miast, zobaczyć można było coś odmiennego. Wówczas bowiem dominowało przede wszystkim społeczeństwo, które nie zgadza się na niezwykle szybkie zmiany, jakie Prawo i Sprawiedliwość chce wprowadzić w Sądzie Najwyższym. I trudno z ową krytyką dyskutować.

PiS od dłuższego czasu chce rozliczenia władzy sądowniczej z przeszłości. Przewlekłość postępowań, brak wyjaśnienia głośnych spraw z okresu PRL, brak realnej możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności sędziego, a także afery finansowe w sądownictwie to bodźce wyraźnie stymulujące obecnie rządzących do dokonania – jak sądzą - „dobrej zmiany”. Patrząc z boku na działania PiS, trudno doszukać się złych intencji. Wspomniane patologie znane są od dość długiego czasu. Zmiana prawa wymaga jednak czasu. Prawdopodobnie w ocenie PiS część zmian nie może czekać, trzeba je podjąć natychmiast. Niestety, szybkie modyfikacje prawa najczęściej odbywają się bez klasy. Więcej, zmiany te najczęściej są niebezpieczne. Prawo bowiem to nie tylko przepis ustawy, ale także konkretne ludzkie wyobrażenie oraz chęć jego przestrzegania bądź łamania. Warto zatem zastanowić się nad kilkoma problemami.

Czy mamy do czynienia z kastą, której wpływy należy zlikwidować?

O wyjątkowości kasty słyszeliśmy z ust jednego z przedstawicieli środowiska sędziowskiego. Zastanówmy się jednak, czy sędzia może nie być kimś wyjątkowym? Nie kastą, niedostępną dla innych, ale kimś, kto posiada szczególną pozycję? W zasadzie jest to dramat niezawisłości sądów. Z jednej bowiem strony, oczekujemy od nich salomonowych rozstrzygnięć. Z perspektywy społecznej chcemy, aby były one sprawiedliwe, by wygłaszali je ludzie, którzy nie będą obawiać się kolejnej ekipy rządzącej. Z drugiej jednak strony, owa niezależność wywołuje konflikt: jest potrzebna, a zarazem buduje obawy. Pojawia się zatem sytuacja taka jak w Polsce. Sądownictwo jest jedyną władza, która pozostaje poza realnym wpływem społeczeństwa. Więcej, owo społeczeństwo ma coraz mniejszą możliwość „dołączenia” do wydawania wyroków: od dłuższego czasu obserwujemy ograniczenie roli ławnika, czyli sędziego społecznego. Sędziowie - i to jest fakt, a nie atak - podlegają w istocie realnej kontroli tylko i wyłącznie ze strony innych sędziów.

PiS, obserwując podobne zjawisko, doszedł do wniosku, że lekkie zmiany architektoniczne nic nie dadzą i remont generalny jest konieczny. Problem jednak w tym, że do podobnych prac budowlanych trzeba się przygotować. Muszą o nich wiedzieć wszyscy gospodarze. Walka z błędami systemowymi w sądownictwie po przez odwołanie sędziów Sądu Najwyższego oraz przekazanie ogromu władzy w ręce ministra sprawiedliwości to działanie skutkujące nie tylko fatalnymi efektami, ale rodzące sporo paradoksów. Sędzia SN przejdzie w stan spoczynku na mocy ustawy. Zostaną jedynie ci, których ów minister wskaże. A zatem możliwość wykonywania pracy części sędziów zapewni prokurator generalny (sic!). Mówi się, że chodzi tylko o akt minowania, decyzję itd. Tutaj jednak zaczyna działać psychologia i prosta reguła wdzięczności.

Obywatele też będą mieć ciekawie. Wyobraźmy sobie bowiem, że w drugiej instancji ktoś właśnie teraz przegrał sprawę z ministerstwem sprawiedliwości o mobbing, którego ofiara padł w kierowanym przez niego resorcie. Postępowanie konkretnego przełożonego było dla niego poniżające. W sierpniu sprawia trafia do Sądu Najwyższego w ramach kasacji i rozpatrywać ją będzie sędzia, który pozostał w SN na podstawie decyzji ministra sprawiedliwości. Niezawisłość na salę wpuszczona nie zostanie.

Każdy akt prawny w momencie jego tworzenia musi określić skutki regulacji. Warto przeanalizować również dalsze konsekwencje, zwłaszcza te istotne dla społeczeństwa. Ustawa o SN pojawiła się w sposób zupełnie nieoczekiwany. Doprowadziła do wyjścia na ulicę tysięcy ludzi. Stan ten to nic innego, jak pojawienie się fali niezadowolenia, a więc pierwszy etap wyłaniania się ruchu społecznego, który mówi: „sprawdzam” lub „dość”. Co z nim dalej będzie, w zasadzie zależy od rządzących. Stwierdzenie: „to my mamy rację bo na nas głosowano”, może już nie wystarczyć. W grupie niezadowolonych bowiem może być wielu wyborców PiS. Część z nich, widząc kolejne propozycje legislacyjne ogłaszane niczym dogmat w prawie, dostrzegając błyskawiczny charakter zmian legislacyjnych i brak debaty na ten temat, może czuć się zaniepokojona. Ostatnie propozycje zostały ogłoszone bardzo późno. Są one wyraźnie wewnętrznie sprzeczne. Powodują ponadto wiele interpretacyjnych niejasności. W podobnej sytuacji amerykański teoretyk prawa Lon L. Fuller stwierdził by że mamy do czynienia z prawem niemoralnym.

 

Autor  jest doktorem socjologii prawa, wykładowca akademickim, prowadzi blog na stronie gosc.pl. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy