Gdy Bóg daje zmartwychwstanie, świat kusi luksusowymi grobami.
Czytałem kiedyś wspomnienie o górniku, który poprosił sztygara o urlop okolicznościowy, kłamiąc, że musi jechać na pogrzeb teścia. Na to sztygar, że w porządku, niech mu tylko przyniesie odpis aktu zgonu. Pracownik tego nie przewidział, więc następnego dnia, gdy go sztygar zagadnął o ten urlop, odpowiedział po śląsku: „Teść sie spamiętoł i już zaś żyje”. Od tamtego dnia prześmiewcy z kopalni zaczęli go nazywać „Łazarz”.
Wskrzeszenie teścia czy kogoś innego to dość rzadkie zjawisko, ale za to każdy ma łatwy dostęp do zmartwychwstania własnego. Każdy może, bez żadnego kitu, powiedzieć o sobie: „już znowu żyję”. Wystarczy tylko, że pójdzie do spowiedzi i przedstawi księdzu akt własnego zgonu. To nie żadna metafora z tym zgonem, bo kto grzeszy, ten umiera – bardziej dosłownie niż fizyczny nieboszczyk. Jest jak gałąź odcięta od pnia, która przez pewien czas wygląda tak, jakby nic się nie stało. Niby żyje, ale soki w niej nie krążą, a robactwo już się do niej dobiera.
Życie bez łaski uświęcającej musi być w oczach Bożych czymś jeszcze gorszym. „Dał mi Pan poznać całą odrazę do grzechu. Wewnętrznie, w głębi mej duszy, poznałam, jak straszny jest grzech, chociażby najmniejszy, jak bardzo dręczył duszę Jezusa” – napisała kiedyś św. Faustyna. A w innym miejscu sam Jezus powiedział Faustynie: „Na zawsze wiedz o tym, że tylko grzech ciężki wypędza Mnie z duszy, a nic więcej”.
Wypędzenie Boga z duszy to jest prawdziwa śmierć, a dobra spowiedź jest prawdziwym ożywieniem. To niesłychana rzecz i niebywała łaska, że mamy tak łatwy dostęp do prawdziwego ocalenia. Nic dziwnego, że abp Henryk Hoser przed tygodniem w Medjugorju nazwał spowiedź sakramentem zmartwychwstania. I dodał: „Przez wiele lat pracowałem w zachodnich krajach, w Belgii, we Francji – i mówię wam, że spowiedź zniknęła, indywidualna spowiedź już nie istnieje oprócz pojedynczych miejsc”.
Sami to widzimy, jeżdżąc po krajach Europy. Nieraz łatwiej tam trafić na parapsychologów, magów i innych oszustów niż na księdza w konfesjonale. Jedno z drugim ma zresztą ścisły związek. Ludzie nie spowiadają się, bo uważają się za bezgrzesznych. A skoro tak, to nie szukają dobra, lecz za dobre uznają to, co robią. Z tego powodu w Europie coraz mocniej panoszy się mit dobrego człowieka. Wedle niego każdy jest fajny (no, może z wyjątkiem homofobów) i dlatego nie potrzebuje żadnej odmiany. Trudno się dziwić, że w tych warunkach mało kto prosi tam o sakrament zmartwychwstania.
Ale to się może zmienić, i to nagle. Owszem, ludzkie scenariusze są takie, że co umarło, to już nie ożyje, ale to nie jest scenariusz Boga. Grób, nawet solidnie zamknięty i strzeżony, nie stanowi dla Niego żadnej przeszkody. Jeszcze zobaczymy cuda.
Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka