W świętej Matarni przejdź do galerii

Wojciech Wencel od roku podpisuje swoje książki wiecznym piórem watermanem. – Mam tęsknotę do rzeczy wiecznych, także w sferze materialnej – mówi.

Słowa napisane atramentem dłużej pamiętają kreślącą je rękę. Jak stare meble, którymi się otacza, noszą wspomnienie użytkowników. Przy biurku poety na ciemnej podłodze z sosnowych desek widać dwa jasne szlaki wyślizganego drewna. Znak, że często odsuwa krzesło, siadając do pracy. – Generalnie tata odkłada pisanie na ostatnią chwilę – zdradza syn Krzysztof. Ostatnia chwila jest właściwie zawsze, więc stale trzeba pisać. – Pracuje nocą do pierwszej, drugiej – mówi żona Kasia. Teraz spędza tu mniej czasu niż przedtem. – Kiedyś byłem jastrzębiem, do czwartej rano ścigałem mysz wiersza – uśmiecha się. Po pisaniu zaczynał pić, żeby odreagować napięcie i udowodnić sobie, jaką ma silną głowę. Od siedmiu lat nie wziął do ust kropli alkoholu. Nie ukrywa, że od katastrofy smoleńskiej zmieniło się jego życie. Pisze i mówi o najlepszych wartościach w naszym narodzie. Chce je odbudowywać w swoim domu przy ulicy Jesiennej w Matarni.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
Rodzina Wenclów w komplecie. Od lewej: Marcin, Kasia, Wojciech, Krzysztof.

WIARA.PL DODANE 30.03.2017

Rodzina Wenclów

oceń artykuł Pobieranie..

Barbara Gruszka-Zych