Przyczyną bluźnierstw nie są bluźniercy – to tylko podwykonawcy.
Ech, ten ciągły dylemat, czy – lub jak – reagować na bluźniercze spektakle, publikacje, akcje i inne prowokacje. Kiedyś wydzwaniał mi do redakcji pewien pan z usilną prośbą, żebym koniecznie napisał o jakiejś niemoralnej książce dla małolatów, która podobno akurat się ukazała. Nie słyszałem o tej pozycji, więc wyjaśniłem panu, że lepiej jeśli inni też nie usłyszą. Potem ten pan dzwonił jeszcze kilka razy, powtarzając namolnie swoje argumenty, aż nabrałem pewności, że ten człowiek reprezentuje interesy wydawcy.
Kiedy indziej ktoś „bardzo zgorszony” przysłał do redakcji nawet wersję elektroniczną skandalizującej książki, która dopiero miała wyjść drukiem (jakoś nie wyjaśnił, skąd to ma). – Koniecznie trzeba przed tym ostrzec – domagał się. Nie doczekał się. A ja nigdy więcej ani o pierwszej, ani o drugiej książce nie słyszałem. Pewnie poleżały gdzieś na półkach, zakurzyły się i poszły na zasłużony przemiał.
Lepiej nie reagować tak, jak zaplanował prowokator. Jeśli więc on chce, żebym krzyczał, ja będę milczał. Niestety, ta strategia nie zawsze jest możliwa. W przypadku spektaklu „Klątwa” tak się nie dało. Teatr Powszechny w Warszawie to nie podrzędny teatrzyk, więc wystawionego w nim bluźnierczego przedstawienia nie dało się zmilczeć. Zresztą ta „sztuka” od początku miała swoich możnych przyjaciół i patronów w mediach, którzy tylko czekali, żeby stanąć w obronie „wolności artystycznej”. Dla nich społeczny gniew jest jak wiatr w żagle, oni się tym napędzają. Bez oburzonych tłumów ci ludzie, jako twórcy i wydawcy, a także jako „autorytety” straciliby rację bytu. Sflaczeliby natychmiast, bo oni nie tworzą niczego wartościowego. Gdy się nie ma nic do powiedzenia, ale próbuje się to pokazać, pustki i tak nie da się ukryć. I co z tego, że to głośna pustka? W normalnych warunkach nawet pies nie zechciałby takich produkcji obsikać.
Co więc zrobić w takim wypadku? Wiceminister kultury Jarosław Sellin zasugerował, żeby przeciw „Klątwie” protestować pod ratuszem, a nie pod teatrem. Bo to miasto dało pieniądze na ten koszmar sceniczny. Z pewnością to dobry kierunek, bo bluźnierstwu sprzeciwiać się należy, sięgając jak najgłębiej do przyczyny. Sami skandaliści są na końcu łańcucha sprawców. To już tylko drobni podwykonawcy, marionetki, ludzie nieświadomi tego, co robią. Dlatego należy ich pociągnąć do odpowiedzialności, ale nie powinno się im wygrażać. Oni potrzebują modlitwy i – żeby nie było pustosłowia – ja taką deklaruję. Bo najgłębszą przyczyną „Klątwy” i klątwy jest sam diabeł, a ci ludzie są jego ofiarami. Nie ma powodu, żeby na nich pomstować. Jest powód, żeby ich wyciągnąć z bagna, w którym się znaleźli.
Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka