Daniel R. zginął w sylwestrową noc od ciosów nożem pod barem z kebabami w centrum Ełku. Miał 21 lat. Kilkanaście godzin później w miejscu jego śmierci wybuchły zamieszki. Tłum zdemolował Prince Kebab, a później zaatakował policjantów.
Tego dnia dowiedziałam się o Ełku więcej, niż chciałabym wiedzieć – mówi Weronika Kowalewska, szefowa „Rozmaitości Ełckich”, regionalnego wydania „Gazety Olsztyńskiej”. O tym, że pod Prince Kebabem gromadzą się ludzie, dowiedziała się po południu. Poszła tam z zawodowego obowiązku. – Myślałam, że zapalą znicze, uczczą pamięć Daniela i rozejdą się do domów. Ale to był Nowy Rok, większość zebranych była pod wpływem alkoholu. Przeważali ludzie młodzi, ale byli też starsi. Przyszły nawet matki z dziećmi. W oczach większości zebranych zobaczyłam nienawiść i po raz pierwszy w moim rodzinnym mieście poczułam strach. A później poczytałam ten hejt w internecie. Tam pisali ludzie z całej Polski. Straszne!
Agata Kulikowska de Nałęcz, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Ełku, od kilku lat mieszkanka tego miasta, także nie kryje zaskoczenia przebiegiem wydarzeń. – Ełk jest cichy i spokojny – mówi. Dodaje jednak, że policja była przygotowana na ewentualność wybuchu zamieszek. – Na początku staraliśmy się nie zaogniać sytuacji i mediować. Dopiero kiedy tłum zaczął demolować bar, policjanci wkroczyli do akcji bardziej zdecydowanie. I wtedy sami stali się obiektem agresji. Na miejscu zatrzymano 28 najbardziej agresywnych osób. Wciąż jednak trwa analiza zgromadzonych materiałów. W jej wyniku zatrzymaliśmy dzisiaj (4 stycznia) 28-letnią kobietę, która rzucała kamieniami w okna baru. Możliwe są kolejne zatrzymania i zarzuty.
„Mogli walnąć z liścia…”
Prince Kebab został otwarty kilka miesięcy temu w centrum miasta. Był czynny całą dobę i cieszył się powodzeniem. Prowadzili go cudzoziemcy: Marokańczyk, Algierczyk i Tunezyjczyk. To było dobre miejsce, pomiędzy hotelem a pizzerią, ruchliwe. Gości nie brakowało, chociaż konkurencja jest silna. Nie było skarg ani incydentów. – Policja interweniowała tam dwa razy. – W obydwu przypadkach chodziło o awantury pomiędzy klientami. Nie były to ataki na obsługę ani ataki obsługi – wyjaśnia sierż. Agata Kulikowska de Nałęcz.
W marcu 2016 roku ełcka policja odnotowała jeden incydent na tle nienawiści rasowej w innym barze z kebabami. Pijani mężczyźni, Polacy, wtargnęli do baru Kleopatra prowadzonego przez Egipcjanina. Zaczęli wyzywać pracowników, a następnie kopać jednego z nich. Jeden z napastników stłukł butelkę i tym „tulipanem” zaatakował kopanego Algierczyka. Ten chwycił nóż i ugodził napastnika w ramię. Zarzut publicznego znieważenia i naruszenia nietykalności cielesnej obywateli Egiptu i Algierii z powodu ich przynależności rasowej postawiono dwóm osobom, które objęto dozorem policyjnym.
Sylwestrowa atmosfera w Prince Kebabie była napięta. Naoczny świadek, Daniel J., opisał ją następująco: „Feralnego dnia, około godz. 20, a więc na kilka godzin przed zabójstwem, byłem w owym kebabie. Zamówiłem jedzenie na wynos i czekałem na jego odbiór w pomieszczeniu. Było wiele osób, pracownicy uwijali się, nie nadążając z zamówieniami, jednak muszę przyznać, że obsługa była spokojna i kulturalna. Oczekując na posiłek w kebabie, znajdowało się kilku pijanych mężczyzn. Oni jednak, kultury za wiele w sobie nie mając, posyłali raz po raz obraźliwe słowa w kierunku pracowników. Jakie? Ano na przykład »dawaj, ku…wo, to jedzenie, tylko nie pluj, bo ci tym mordę wysmaruję« albo »Ciapaku, na kolana i do pana«. Mimo tych uwag pracownicy w milczeniu pracowali dalej. Pod kebabem wybuchały petardy i również było gwarno. W pewnej chwili zauważyłem, że jeden z pracowników, nie wytrzymując chyba nerwowo tej sytuacji, wyszedł na zaplecze, skąd powrócił dopiero po dłuższej chwili. Dali mi jedzenie, życzyli smacznego z uśmiechem na twarzy, mimo iż byli mocno podenerwowani zachowaniem pozostałych klientów (…)”. Daniel J. nie chce wracać do sprawy ani umówić się na rozmowę. „Wszystko, co miałem do przekazania w tej sprawie, zamieściłem w swoim poście” – odpisał na prośbę o spotkanie.
Kilka minut po 22 do Prince’a wszedł 21-letni Daniel R. wraz z kolegą. Prokuratura ustaliła, że najpierw doszło do „sytuacji zaczepnej”, a potem Daniel zabrał dwie butelki napojów i wyszedł z lokalu bez płacenia. Wybiegli za nim Tunezyjczyk (kucharz) i Algierczyk (właściciel baru). Doszło do szamotaniny. Tunezyjczyk trzy razy pchnął Daniela nożem. Jedna z ran okazała się śmiertelna. Według dotychczasowych ustaleń śledztwa obcokrajowcy wrócili do baru, a kolega Daniela w ślad za nimi wrzucił do środka petardę. Ustalono także, że obydwaj Polacy byli wcześniej karani za groźby i rozboje.
Policja otrzymała wezwanie o 22.30. Patrol pojawił się po kilku minutach. – Na miejscu było już pogotowie ratunkowe i lekarz – mówi sierż. Agata Kulikowska de Nałęcz. W chwili przyjazdu karetki Daniel R. jeszcze żył, ale jego stan był beznadziejny.
Wtorek, 4 stycznia. Okna i drzwi Prince Kebabu zabite płytami wiórowymi. Obok policyjny radiowóz. W miejscu śmierci Daniela jego fotografia, na chodniku znicze i kilku młodych ludzi. Pytam, co myślą o zdarzeniu. – No, Daniel zaczął. Ale żaden normalny człowiek nigdy nie poprze morderstwa, a tym bardziej za nędzne dwie butelki jakiegoś napoju. Araby mogły mu sieknąć z liścia i to by wystarczyło, a nie karać w swoim stylu – słyszę w odpowiedzi.
„To nie jest droga chrześcijanina”
W poniedziałek w Ełku emocje wciąż były silne. Spodziewano się drugiej fali zamieszek. Siostra zamordowanego Daniela R. wspólnie z prezydentem Ełku apelowała o spokój. W ełckiej katedrze biskup przewodniczy żałobnemu nabożeństwu. Katedra wypełnia się ludźmi. Są członkowie rodziny Daniela, prezydent miasta, koledzy zamordowanego, przedstawiciele Obozu Narodowo-Radykalnego z zielonymi opaskami ze znakiem falangi na rękawach. Biskup Jerzy Mazur (ma w diecezji wielkie poważanie, choćby z tego tylko powodu, że razem z wiernymi ze swojej diecezji regularnie chodzi na jasnogórskie pielgrzymki) mówi jasno: „Droga przemocy, agresji, to nie jest droga chrześcijanina”. Odczytany zostaje apel rodziny Daniela: „Do wszystkich protestujących. Prosimy was o zachowanie spokoju, pragniemy w ciszy modlić się za Daniela. Uszanujcie naszą wolę”. Te słowa nie do wszystkich trafiają, część uczestników nabożeństwa wychodzi z kościoła. Większość jednak bierze je sobie do serca.
Wtorek, 4 stycznia. W Słuczu, rodzinnej wsi Daniela, położonej między Grajewem a Łomżą, odbywa się jego pogrzeb. – Spotkaliśmy się prosić Pana o miłosierdzie dla Daniela. Chcemy otoczyć modlitwą jego rodzinę – mówił podczas Mszy Świętej ks. Robert Sulich, proboszcz parafii pw. Narodzenia NMP. – Nikt z nas nie zna dnia, kiedy nasze życie się skończy.
W ostatnią drogę odprowadza Daniela ponad 100 osób. Poza rodziną i sąsiadami w kondukcie idą także jego koledzy ze szkoły oraz z Ełku. Za trumną idą dzieci, niosą białe róże. Przed złożeniem ciała do grobu siostra Daniela w przerywanej szlochem mowie prosi o wybaczenie wszystkich, którym brat zawinił za życia. Gdy na wieko trumny padają grudy ziemi, z głośników dobiega „Ave Maria”. Matka i siostry nie mogą powstrzymać płaczu. Płaczą też wychodzący z cmentarza mężczyźni. Koledzy stoją nad grobem Daniela w milczeniu.
Wtorek, 4 stycznia. Przed Urzędem Miasta w Ełku konferencję prasową organizuje Brygada Warmińsko-Mazurska Obozu Narodowo-Radykalnego. – Tragedia, do której doszło w noc sylwestrową w Ełku, wskazuje, że na dłuższą metę nie jest możliwe pokojowe współistnienie dużych grup przybyszów z krajów arabskich w społeczeństwach europejskich – odczytuje oświadczenie Łukasz Banaś, koordynator Brygady Warmińsko-Mazurskiej ONR. – Zatem lewicowi aktywiści głoszący bzdury o zaletach wielkokulturowego społeczeństwa przypominają dzieci, które beztrosko bawią się odbezpieczonym granatem.
Członek ONR równocześnie wzywa do zaprzestania aktów przemocy. – Rozładowanie emocji na ulicach nie rozwiąże problemu imigrantów i nie przywróci życia Danielowi, ale daje pretekst do medialnych ataków na środowiska narodowe i kibicowskie – mówi Łukasz Banaś.
Wystąpienie członków ONR rejestrują dziennikarze stacji telewizyjnych i radiowych. Są też przedstawiciele lokalnej prasy i portali internetowych. Kamil Mróz, reporter „Rozmaitości Ełckich”, mówi, że przejrzał statystyki zabójstw dokonanych w Ełku w ciągu ostatnich sześciu lat. Było ich 10. Wszystkich dokonano przy użyciu noża. – Mordercą był najczęściej członek rodziny ofiary. W tym przypadku było inaczej – mówi Kamil.
Polska jest moją drugą ojczyzną
Haci Karabulut jest Turkiem. W Ełku prowadzi dwa bary z kebabami. Jeden w centrum miasta, drugi w galerii handlowej na obrzeżach. Obydwa są czynne. Do baru w galerii wciąż przychodzą klienci i zamawiają kebaby. Mniejszy ruch jest w barze w centrum miasta. – Dziewczyny, które tam pracują, mówiły mi, że dzisiaj pojawił się u nich człowiek, który kazał im czym prędzej zamykać lokal. Miał pecha, bo w barze było akurat dwóch policjantów po cywilu. Wstąpili na kebaba i szybko wyperswadowali tamtemu panu jego pomysły.
Przed barem w galerii handlowej stoi policyjny radiowóz. – Policja sama zaproponowała mi ochronę. Zastanawialiśmy się nawet, czy na jakiś czas nie zamknąć barów, ale to by oznaczało, że mam coś na sumieniu albo że się boję – mówi Haci. – Tymczasem już po tych zamieszkach przychodzili do mnie klienci ze słowami wsparcia i otuchy.
Haci mieszka w Polsce od ćwierć wieku. Od kilkunastu lat prowadzi bary w Ełku. – Przyszedłem tu za żoną, która pochodzi z Ełku – opowiada. – Dochowaliśmy się syna, studiuje teraz w Krakowie na uczelni artystycznej. Polska stała się moją drugą ojczyzną. Pewnie, że się trochę denerwuję całą sytuacją, ale reakcja władz i moich klientów podtrzymuje mnie na duchu. •
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się