Nowy Numer 16/2024 Archiwum

ONZ zamiast Tuska

Wygląda na to, że Donald Tusk nie ma szans na poparcie przez Polskę swojej kandydatury na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Jednocześnie wydają się rosnąć szanse na niestałe członkostwo Polski w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

Gdyby obie te decyzje były ze sobą powiązane, nie byłoby wątpliwości, co wybrać. Stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej jest stanowiskiem ogólnoeuropejskim, nie ma większego znaczenia pochodzenie osoby je piastującej. Zresztą Donald Tusk, piastując je, niewiele się Polsce przysłużył. Obecność w Radzie Bezpieczeństwa jest za to kwestią prestiżu. Dużo większego niż fotele w organach Unii Europejskiej. Jednak sama decyzja o tym, aby nie starać się o kolejną kadencję dla byłego premiera, a jednocześnie walczyć na forum ONZ, wydaje się przełomowa. Po latach skupiania się na Europie Polska chyba wreszcie zaczyna wychodzić do świata. I jeśli ten kierunek będzie kontynuowany, będzie to bardzo dobra wiadomość.

Od 1989 r. prawie całą swoją politykę zagraniczną podporządkowaliśmy procesowi integracji z Europą. Nawet w stosunkach ze wschodnimi sąsiadami dominowały próby ich wciągania w struktury zachodnie. W głowach polityków i komentatorów Polska miała przyszłość tylko jako część struktur europejskich. Zwieńczeniem tej tendencji była radość ze stanowiska „prezydenta Europy” dla Donalda Tuska. Jednak w międzyczasie Polacy zauważyli, że sama Europa jest już cieniem samej siebie. Wzrost PKB krajów europejskich rzadko przekracza 1 proc., a coraz powszechniejsze są spadki. Rodzi się coraz mniej dzieci. Europejczycy coraz bardziej wstydzą się swoich chrześcijańskich korzeni. Są za to coraz bardziej sterroryzowani przez muzułmańską mniejszość. Dla osób z zewnątrz nasz kontynent zapewne wygląda jak dom starców.

Taki obraz musiał dać Polakom do myślenia. To nieprawda, że PiS odszedł od polityki Lecha Kaczyńskiego. PiS zrozumiał to, czego nie zrozumiały PO czy Nowoczesna: Europa już nie kojarzy się większości Polaków z przyszłością. Kojarzy się z pustymi kościołami, gejowskimi paradami, bezrobociem wśród młodzieży i strefami szariatu w dużych miastach. Jarosław Kaczyński czy Paweł Kukiz potrafili odwołać się do wątpliwości w kwestii dotychczasowego kierunku polskiej polityki. Kierunku jednoznacznie proeuropejskiego. Dystansowanie się od Europy jest, wbrew pozorom, przemyślanym działaniem. I nie jest to wcale peryferyzacją naszego kraju, ale właśnie od peryferyzacji ucieczką. Na naszych oczach Europa staje się peryferiami świata, a my zaczynamy to dostrzegać.

Każda cywilizacja, także ta europejska, ma okres wzrostu i okres upadku. Tylko przyjmując do wiadomości fakt, że nasz kontynent znajduje się w fazie spadkowej, możemy zrozumieć toczące go problemy. Kiedyś Europejczycy nieśli chrześcijaństwo całemu światu, dzisiaj muszą nas ewangelizować księża z Filipin czy Madagaskaru. Kiedyś Europejczycy kolonizowali zamorskie kontynenty, dzisiaj w europejskich miastach rosną orientalne dzielnice. Kiedyś europejska produkcja przemysłowa zalewała cały świat, dziś na koreańskim smartfonie szukamy drogi dzięki amerykańskiemu systemowi GPS. Promocja dewiacji seksualnych, rozpad rodziny, laicyzacja czy pacyfizm nie są miarą postępu Europy, ale następstwami jej upadku.

Trudno nie zauważyć, że nawet punkt ciężkości światowego chrześcijaństwa przenosi się z Europy na inne kontynenty. Papież Argentyńczyk jest tylko tego symptomem. Dlatego trudno się dziwić, że pierwsze wątpliwości wobec polskiej proeuropejskości pojawiły wśród bardziej religijnych Polaków. Jeśli Unia Europejska odrzuca chrześcijaństwo, czyli religię, która stworzyła naszą cywilizację, to musi być przecież z nią coś nie tak. Jeśli Polacy mieliby wybierać pomiędzy przynależnością do świata chrześcijańskiego a przynależnością do „nowoczesnej Europy”, większość z nich wybierze to pierwsze. I zmiany w Polsce są tego dowodem. Polski ciemnogród staje się najbardziej racjonalną postawą w Europie.

Powrót do korzeni jest coraz powszechniejszą postawą na całym świecie. Także dla polskiej młodzieży takie wartości jak ojczyzna, rodzina czy honor stają się coraz ważniejsze. W swojej laickości okopuje się tylko Europa. Dlatego Polska powoli zmienia wektory swojej polityki. To nie jest zamknięcie się na Europę, to jest otwarcie się na świat. Współpraca z administracją Donalda Trumpa, udział w chińskich projektach dla naszej części Europy, współpraca w rejonie Trójmorza i partnerskie relacje z Ukrainą i Białorusią są priorytetami polskiej polityki zagranicznej. Stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej takim priorytetem nie jest. I zmiana w tej dziedzinie jest nie tyle dobra, co logiczna.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka