Nowy numer 13/2024 Archiwum

Najlepszym wyjściem jest… śmierć?

W połowie seansu widz, który spodziewał się kolejnej wersji love story czy komedii romantycznej, może doznać szoku. Film "Zanim się pojawiłeś" okazuje się nachalną propagandą eutanazji.

Nie dziwię się, że obraz wzbudził protesty wielu organizacji zrzeszających niepełnosprawnych. Z reklam i trailerów, chociażby na YouTube, można odnieść wrażenie, że wybierając się do kina, zobaczymy współczesną love story podlaną komediowym sosem. I rzeczywiście pierwsza część filmu spełnia te oczekiwania, ale w miarę rozwoju akcji widz orientuje się, że został oszukany.  

Bohaterką filmu jest  „Lou” Clark, 26-latka mieszkająca w małym angielskim miasteczku. Wydaje się zadowolona z życia, pracuje w kawiarni wspomagając rodzinę, która boryka się z  problemami finansowymi od czasu, kiedy ojciec stracił pracę. Kiedy kawiarnia  zostaje zamknięta, Lou gorączkowo szuka byle jakiej pracy i ostatecznie  zostaje opiekunką młodego, pochodzącego z zamożnej rodziny bankiera  Willa Traynora. Will od czasu tragicznego wypadku jest sparaliżowany. Kiedyś na całego korzystał z życia, teraz jest zgorzkniały, stał się cynikiem.

Pełna energii i nastawiona optymistycznie do życia Lou sprawia, że Will zmieni swój stosunek do życia, tym bardziej że zakochują się w sobie, a dziewczyna udowadnia mu, że mimo paraliżu można żyć inaczej. I tu nagle widz doznaje szoku, bo Will w momencie kiedy wydaje się, że szczęście jest blisko, postanawia wypełnić swój podjęty już wcześniej zamiar. Postanawia popełnić samobójstwo w szwajcarskim „domu śmierci”, zgodnie z pojawiającym się kilka razy w filmie mottem „żyj godnie i umrzyj z godnością”.

Przesłanie filmu jest wyraziste. Życie w wózku inwalidzkim nie ma nic wspólnego z godnością, więc trzeba je chociaż godnie zakończyć samobójstwem (wciągając do pomocy najbliższych), by pomóc sobie i uwolnić bliskich od ciężaru, nawet jeżeli tego nie chcą. W filmie z większymi czy mniejszymi oporami wszyscy, z wyjątkiem jednej postaci, decyzję Willa akceptują. Wyłamuje się tylko matka Lou, która nazywa ją morderstwem. Matka nosi krzyżyk na szyi. Pokazana jest  jako osoba religijna - z dystansem i przymrużeniem oka - jako odchodzący w przeszłość relikt.

Filmów na temat eutanazji, najczęściej za, powstało już sporo. Z tym, że były to przede wszystkim dramaty psychologiczne niemieszczące się w kanonie kina popularnego. Tym razem twórcy filmu, wykorzystując popularny gatunek i wprowadzając w błąd widza, promują eutanazję będącą jednym z tych działań, które Jan Paweł II określił terminem „cywilizacja śmierci”. Po obejrzeniu można dojść do wniosku, że powstał on na zamówienie jednej ze szwajcarskich „klinik”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza