Grozi nam zanikanie uniwersytetów o klasycznym kształcie w miastach niemetropolitalnych – ostrzega Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej.
Humaniści łączą siły. Przed rokiem sprzeciwiali się pomysłom likwidacji wydziałów filozoficznych, potem powołali Komitet Kryzysowy, który 3 lutego zwołał swój pierwszy kongres. Jego efektem jest zapowiedź protestu 70 instytutów i wydziałów z wszystkich polskich uniwersytetów, przy współudziale „Solidarności”, OPZZ i ZNP – jeśli rząd zignoruje ich stanowisko. A chodzi nie o kwestie płacowe, ale powstrzymanie „pseudomodernizatorskiej polityki stosowanej wobec szkolnictwa wyższego”, jak twierdzi Aleksander Temkin, filozof z Uniwersytetu Warszawskiego, główny organizator kongresu.
Jego uczestnicy oskarżają rząd, że wykorzystuje niż demograficzny do wygaszania kolejnych ośrodków naukowych. Ruch protestu ma charakter interdyscyplinarny i łączy ludzi z różnych obozów politycznych. Są tu zarówno intelektualiści publikujący w lewicowej „Krytyce Politycznej”, jak i w prawicowych „Arcanach”. Komitet narodził się z protestu przeciw planom likwidacji filozofii, teraz idzie w swych postulatach dalej. Dużo dalej.
Prawie jak w USA
Naukowcy zgromadzeni na kongresie przede wszystkim żądają zmiany w sposobie naliczania dotacji na taki, który umożliwi zagrożonym instytutom naukowym oraz ośrodkom z niemetropolitalnych uniwersytetów przetrwanie i rozwój. Chodzi o przywrócenie właściwej roli finansowania stałego, kosztem ograniczenia funduszy grantowych i zerwanie z systemem dyskryminującym jedne dyscypliny kosztem innych. Komitet alarmuje, że polską naukę zdominował fetysz „przydatności”, który prowadzi do kryzysu dyscyplin humanistycznych.
Jak mówią uczestnicy lutowego kongresu, system grantowy się nie sprawdza, bo szanse na pozyskanie pieniędzy z tego źródła wynoszą obecnie ok. 20 proc. Wypełnienie wniosku jest oczywiście inwestycją pewniejszą niż wypełnienie kuponu lotto, co nie zmienia faktu, że w tej chwili 10 proc. naukowców zgarnia 90 proc. puli grantowej (co przyznała niedawno sama minister Lena Kolarska-Bobińska). W praktyce pieniądze trafiają do trzech, czterech największych ośrodków akademickich w Polsce.
Obecny na kongresie prof. Andrzej Jajszczyk, prezes Narodowego Centrum Nauki, postulat odejścia od grantów uważa za chybiony. – Ten system nie jest doskonały, ale się sprawdza, robi to cały cywilizowany świat. Czy mamy być jedynym krajem, który funkcjonuje inaczej? – pytał uczestników kongresu. Na dowód, że humanistyka nie jest w Polsce niedoinwestowana, prezes NCN podaje kwotę z ostatniego roku: ok. 210 milionów złotych ze środków centralnych. Dla porównania w USA fundusz grantowy o nazwie Narodowa Fundacja Humanistyki ma do dyspozycji 146 mln dolarów, a Kongres właśnie przymierza się, by tę kwotę obniżyć. – Mamy prawie połowę amerykańskiego budżetu. W ciągu pięciu lat na humanistyczne granty przeznaczono miliard. Czy to są małe pieniądze? – pyta prof. Jajszczyk. Jego zdaniem problemem jest raczej słaby poziom i kiepska jakość wniosków. – Ich autorzy nie są w stanie opisać dokładnie celu badań. Większość wniosków to spisy treści mających się ukazać książek. Brak w nich odkrywczości, elementu ryzyka, to same bezpieczne projekty! Znaczna część polskiej humanistyki jest słaba metodologicznie i zaściankowa – oskarża prezes NCN.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się