Policjanci z krakowskiego Archiwum X wyjaśniają zbrodnie sprzed lat. U podstaw ich sukcesu leży przede wszystkim myślenie, nowoczesna technika, a także pomoc Boga…
Krakowskie Archiwum X (AX), które ma na swoim koncie 30 wyjaśnionych zbrodni, jest najstarsze i najbardziej znane w Polsce. Początki zespołu sięgają 1999 r., sześć lat później został sformalizowany jako „Zespół do spraw niewykrytych przestępstw Archiwum X”. Podobne jednostki istnieją już w prawie każdym województwie. Pod określeniem „niewykryte przestępstwa” kryją się nie tylko zabójstwa, ale także zaginięcia, utonięcia, samobójstwa czy wypadnięcia z okna. Mają one status nieszczęśliwych wypadków, ale tak naprawdę nie zostały wyjaśnione ich prawdziwe okoliczności. Policjanci z AX uważają, że większość z nich to zabójstwa, a ilość niewyjaśnionych nieszczęśliwych wypadków nazywają „ciemną liczbą zabójstw”. Ich praca otoczona jest aurą tajemniczości, niechętnie opowiadają o jej kulisach, nie ujawniają swoich nazwisk, wolą pozostawać w cieniu. Szef krakowskiego Archiwum X – będziemy go nazywać: podinspektor Bogdan – zgodził się ujawnić „Gościowi Niedzielnemu” metody, jakie stosują.
Wielbłąd Arystotelesa
Zaczynają od klasyfikacji Arystotelesa. – Ten filozof badał zwierzęta i zauważył, że te, które przeżuwają, mają podwójne żołądki i rogi. Wyjątkiem jest wielbłąd, który rogów nie posiada. Najpierw detektyw musi przeanalizować, czy ma do czynienia z „krową” czy z „wielbłądem”. W tym pierwszym przypadku można skorzystać ze schematów, które przez wiele lat kryminalistyka opracowała, i jest duża szansa, że te metody przyniosą pozytywny skutek. Jednak jeśli mamy wyjątek – „wielbłąda”, to schematyzmy zawiodą. Zazwyczaj trafiają do nas „wielbłądy”, czyli sprawy najcięższe, niepasujące do żadnego schematu – tłumaczy podinspektor Bogdan, który z wykształcenia jest filozofem.
Jedną z nich jest zaginięcie w 2000 r. radcy prawnego z Chrzanowa, miejscowości oddalonej od Krakowa o 60 km. Córka radcy zgłosiła miejscowej policji, że ojciec udał się w celach służbowych do Sądu Najwyższego w Warszawie i nie wrócił. Przez 4 lata sprawa pozostała nierozwiązana. W kilka tygodni po zaginięciu policjanci wyłowili z Wisły w Krakowie zwłoki mężczyzny bez rąk i nóg. Lekarze zdiagnozowali, że mógł mieć najwyższej 60 lat, a ponieważ radca miał 69 – sprawy nie skojarzyli. Po czterech latach zajęli się nią policjanci z AX. Doszli do wniosku, że zaginiony został zamordowany.
Wskazywało na to kilka podejrzanych okoliczności. W sprawie oprócz córki, która była lekko upośledzona umysłowo, występuje jeszcze jej koleżanka ze studiów oraz asystentka radcy. Zaraz po śmierci zaczęły wyprzedawać majątek prawnika. Od właściciela spółdzielni mieszkaniowej w Krakowie zażądały zwrotu całości wkładu na mieszkanie, które kupił córce radca, choć wiązało się to z dużą stratą finansową. Na dwa dni przed zaginięciem prawnik przekazał córce jedno ze swoich kont finansowych. Panie złożyły też wniosek o wcześniejsze uznanie radcy za zmarłego, bo chciały przejąć cały spadek, a normalnie trzeba na to czekać 10 lat. Córka dostarczyła do sądu korzystny dla siebie testament.
Dla policjantów z AX sprawa była oczywista. Prokurator dał zezwolenie na przeszukanie domu. Znaleźli krew. Córka i asystentka przyznały się podczas przesłuchania. Motywem było przejęcie majątku radcy. Zabiły go, uderzając łomem w głowę i dusząc torbą, a potem pokawałkowały zwłoki. Przewiozły je do Krakowa PKS-em w plecaku – najpierw ręce i nogi, a potem tułów (kierowca nie chciał wziąć tak dużego pakunku i musiały płacić za nadbagaż), i wrzuciły do Wisły.
Inicjatorką zbrodni była koleżanka z Krakowa. Nie przyznała się do winy i odsiaduje dożywocie. Córka i asystentka współpracowały w czasie śledztwa i otrzymały po 8 lat więzienia, już wyszły na wolność. Asystentka radcy w czasie przesłuchania stwierdziła, że po zbrodni przez 4 lata czuła się jakby „Bóg sobie poszedł”. „Wrócił”, gdy przyznała się do winy. Po wyjściu na wolność założyła rodzinę i prowadzi normalne życie.
Synchroniczność Junga
Według podinspektora Bogdana u podstaw sukcesów AX leży teoria synchroniczności, a sprawa radcy z Chrzanowa jest jej przykładem. Teorię tę opisali wspólnie w pierwszej połowie XX wieku dwaj Szwajcarzy – psycholog Carl Gustav Jung oraz fizyk, noblista Wolfgang Pauli. Stwierdzili oni, że w świecie istnieje związek przyczynowo-skutkowy, ale to tylko połowa rzeczywistości, drugą nazwali właśnie synchronicznością. – Ludzie nazywają to zbiegiem okoliczności, ślepym trafem, szczęściem, loterią. Człowiek nie wie wszystkiego, są siły, które czasem sprzyjają w odkryciu rzeczywistości – wyjaśnia podinspektor. Po czym otwarcie deklaruje: dla mnie jest to pomoc Boga, do którego zwracam się o natchnienie. I wskazuje na wiszący na tablicy w jego policyjnym pokoju obrazek św. Judy Tadeusza, patrona od spraw beznadziejnych. Powyżej znajduje się obrazek „Jezu, ufam Tobie”.
W przypadku radcy z Chrzanowa taką okolicznością był fakt, że policja nie odkryła w 2000 r., że kadłub wydobyty z Wisły należy do prawnika. – Gdyby od razu to stwierdzono, sprawę zapewne zamknięto by bez ustalenia sprawcy, tymczasem działania zbrodniarek po morderstwie pozwoliły odkryć prawdę – tłumaczy Bogdan.
Innym przykładem synchroniczności jest zabójstwo bezdomnego, którego zwłoki znaleziono na działkach w Krakowie, obok nich leżał pręt. Sekcja nie wykazała obrażeń ciała, które wskazywałyby na zabójstwo, nie było śladów działania osób trzecich. Po dwóch latach do śledczych dotarł sygnał, że w Krakowie doszło do zabójstwa bezdomnego człowieka. Znaleźli świadków, którzy zeznali, że dwóch mężczyzn pokłóciło się o kobietę, doszło do bójki i jeden z nich zabił drugiego, wbijając mu pręt w oko. Zwłoki pozostawił w piwnicy w altanie działkowej, ale we wskazanym miejscu policjanci ich nie znaleźli. Ktoś je przeniósł. Wówczas podinspektor przypomniał sobie (teoria synchroniczności) sekcję sprzed dwóch lat. Zrobiono drugą, ukierunkowaną na przebicie oczodołu. Potwierdziła taką przyczynę śmierci: na jednej kości pozostał ślad pręta.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się