Pierwsze 20 lat była jedną nogą w klasztorze, a drugą w świecie. Skąd my to znamy? Niby idziemy za Jezusem, ale nie do końca. Dajemy Bogu tylko część siebie i dziwimy się, że to nie działa jak powinno.
Wielka Teresa już jako mała dziewczynka miewała szalone pomysły. W domu rodzinnym nasłuchała się żywotów świętych i sama zapragnęła zostać świętą. Najlepiej męczennicą, bo – jak sądziła – to ekspresowa droga do nieba. „Chcę zobaczyć Boga” – mówiła do rodziców. Razem z bratem uciekli z domu, aby dostać się do Maurów, którzy utną im głowy. Eskapada niedoszłych męczenników zakończyła się kilkaset metrów za murami miasta. Ale ciąg w stronę Boga pozostał w Teresie do końca jej dni. Już jako dziecko odkryła fakt, że wszystko, co należy do tego świata, przemija, że tylko Bóg jest wieczny. W swojej autobiografii („Księga życia”) wspomina rozmowy z bratem: „Zdarzało się nieraz, że długo o tym ze sobą rozmawialiśmy i z upodobaniem powtarzaliśmy wiele razy: Na wieki, na wieki, na wieki!”. Szukanie tego, co jest na zawsze!
Jedna z największych mistyczek XX wieku
Ta myśl pojawi się w słynnym wierszu św. Teresy, który nosiła jako zakładkę w brewiarzu: „Niech nic cię nie smuci, niech nic cię nie przeraża, wszystko mija, lecz Bóg jest niezmienny. Cierpliwością osiągniesz wszystko; Temu, kto posiadł Boga, niczego nie braknie. Bóg sam wystarczy”. Te słowa nie były owocem religijnej egzaltacji. Ona to przeżyła, wycierpiała, nauczyła się, żyjąc. Jaką drogę trzeba przejść, aby móc szczerze powtórzyć jak ona: „Solo Dios basta”?
Najważniejsze jest dobre towarzystwo
Teresa de Ahumada przyszła na świat w 1515 roku w Avila. Miała dwie siostry i dziewięciu braci. Całe życie była bardzo zżyta ze swoją rodziną, nawet jako karmelitanka wciąż troszczyła się i zamartwiała o swoje rodzeństwo, ich rodziny. Kilku z jej braci wyjechało do Ameryki. Matka zmarła, gdy Teresa miała 12 lat. „Rozumiejąc wielkość straty, poszłam ze zmartwieniem swoim przed obraz Matki Boskiej i rzewnie płacząc błagałam Ją, aby mi była matką” – wspomina. Była oczkiem w głowie taty, który zmarł w 1543 roku, gdy była już w klasztorze. Jako nastolatka uwielbiała wraz z matką czytać modne rycerskie powieści. Jej pociąg do przygody, do romantycznej miłości był tak wielki, że sama jako swoje pierwsze dzieło napisała powieść rycerską o dziejach lokalnego bohatera. Wielka mistyczka zaczęła swoją „karierę” pisarską od romansidła! Tekst tej pierwszej powieści nie zachował się do dziś, ale książka krążyła w rodzinie, a mała pisarka zbierała laury. Po matce odziedziczyła urodę, lubiła kokietować, bawić się, przebywać w towarzystwie. Nie dziwi więc fakt, że wokół niej zbierało się wielu adoratorów. Teresa snuła marzenia o wielkiej miłości. W „Księdze życia” krytycznie ocenia dzieciństwo: „Zaczęłam się stroić, gdyż chciałam się podobać wykwintnością. Bardzo dbałam o utrzymanie rąk i układanie włosów. Używałam pachnideł i wszelkiego rodzaju próżności, na jakie się zdobyć mogłam. Było ich wiele, bo w tych rzeczach byłam bardzo ciekawa i przemyślna. Przez wiele lat trwało we mnie to wygórowane upodobanie w przesadnej wykwintności i innych takich rzeczach…”. W innym miejscu dodaje: „miałam tę łaskę od Boga, że gdziekolwiek byłam, umiałam podobać się wszystkim i wszędzie byłam bardzo lubiana”. Ojciec bał się, by córka nie zrobiła czegoś głupiego. Z troski o nią, ale pewnie i z obawy o honor rodziny, umieścił ją w pensjonacie klasztoru sióstr augustianek. Jak łatwo można się domyślić, pierwsza reakcja kochliwej 16-latki na takie „internowanie” nie była pozytywna. „Stanowczą wówczas miałam odrazę do życia zakonnego”, notuje. Ale dodaje, może trochę z grzeczności: „z przyjemnością jednak patrzyłam na tyle dobrych zakonnic, które były w naszym klasztorze”. W sercu „rozrywkowej” dziewczyny powracają dziecięce tęsknoty za Bogiem, za tym, co jest „na zawsze”; dojrzewa w niej powołanie do życia zakonnego. Teresa słucha opowieści o Bogu, o życiu w klasztorze jednej z zakonnic, z którą połączy ją serdeczna więź. Kiedy choroba zmusza ją do opuszczenia klasztoru augustianek, pozostaje pod opieką pobożnego wuja, który „...rozmawiał najczęściej o Bogu i próżności świata”. Teresa zaczytuje się w „Listach” św. Hieronima. Podejmuje decyzję o wstąpieniu do klasztoru. Chyba ku własnemu zdziwieniu napotyka sprzeciw ojca. Córka pokazuje swój charakter. Wbrew jego woli po kryjomu puka do drzwi klasztoru Wcielenia, położonego 500 m za starymi murami miasta. Zostaje przyjęta. Spędzi tam 27 lat życia. W „Księdze życia” Teresa krytycznie oceniła czas swojej młodzieńczej „frywolności”. W gruncie rzeczy zachowywała się jak normalna nastolatka, co zresztą uświadamiali jej spowiednicy. Jedna jest natomiast rzecz, którą Teresa mocno akcentuje, a która jest bezcenną i wciąż aktualną podpowiedzią, zwłaszcza dla rodziców – wpływ dobrego lub złego towarzystwa. Ona sama doświadczyła jednego i drugiego. Dlatego pisze: „Gdyby mnie zapytano, radziłabym rodzicom, aby szczególną uwagę zwrócili na to, z jakimi osobami przebywają ich dzieci w wieku młodzieńczym”. I w innym miejscu: „Zrozumiałam, jak wielką łaskę Bóg czyni człowiekowi, gdy go otacza towarzystwem dobrych ludzi”. Ta reguła odnosi się nie tylko do młodości. Pragnienie życia zakonnego to także chęć przebywania w dobrym towarzystwie, które wzajemnie umacnia się na drodze do Boga. I na tym w gruncie rzeczy polega sens Kościoła, na szukaniu i tworzeniu dobrego towarzystwa. Kiedy Teresa odkryła, że styl życia zakonnego, który zastała u karmelitanek, nie spełnia tego oczekiwania, zapragnęła jego reformy.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się