Nowy Numer 16/2024 Archiwum

O dobre imię miasta

Sopot idzie na wojnę z biznesem erotycznym. Dotąd żadne miasto w Polsce nie procesowało się z tego powodu o swoje dobra osobiste.

Od kilku lat w najbardziej reprezentacyjnych miejscach polskich miast zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu kluby ze striptizem. Mimo protestów ze strony mieszkańców nie ma na nie siły. Władze samorządowe bezradnie rozkładają ręce, bo choć kluby psują wizerunek turystycznych deptaków, to działają zgodnie z obowiązującym prawem. Sieć przybytków reklamowanych przez dziewczęta z różowymi parasolkami nachalnie zaczepiające przechodniów oplotła już 23 miasta. Głośno o niej zrobiło się dopiero ze względu na podejrzenia o związki ze światem przestępczym. Doszło do tego, że kard. Stanisław Dziwisz podczas homilii wygłoszonej w Poniedziałek Wielkanocny zaapelował: „Moi drodzy, zróbmy wszytko, aby Kraków, miasto wielkiej historii, nie stał się miastem sklepów alkoholowych i czerwonych okien”. W rewanżu spotkał się w mediach z falą kpiących komentarzy.

Minęło kolejne pół roku, a Kraków nie zrobił nic, by wypchnąć erotyczny biznes z centrum. Władze Warszawy też pozostają bierne. Najbardziej bulwersujący nocny klub przy Krakowskim Przedmieściu zaprzestał co prawda działalności, ale nie na skutek decyzji administracyjnej, lecz regularnie organizowanych tam pikiet mieszkańców. Zaraz jednak kolejny taki lokal pojawił się kilka ulic dalej.

Konkretną inicjatywą wykazał się dopiero w ostatnich dniach prezydent Sopotu, który wystosował wobec firmy prowadzącej sieć lokali erotycznych pozew o… naruszanie dobrego imienia miasta. I wezwał do podobnego ruchu innych prezydentów. To prawniczy precedens, bowiem dotąd żadne miasto w Polsce nie procesowało się o swoje dobra osobiste.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy