Logika abortofilów: rozszarpać dziecko na żywo, żeby… nie cierpiało.
W kwietniu ubiegłego roku „Gazeta Wyborcza” tak pisała o dziewczynce, która miała przyjść na świat w ramach miejskiego programu dopłat do in vitro w Częstochowie: „Za Milenkę, która ma się urodzić pod koniec lata, kciuki trzyma nie tylko rodzina, ale też częstochowski magistrat”. Bardzo ładnie. Jeszcze nie było połowy ciąży, a dziecko już miało imię.
Co się więc stało, że o dziecku, którego nie chciał zabić prof. Chazan, czytam i słyszę, że lekarz złamał prawo, bo to był „uszkodzony płód”? Tu „Milenka”, a tu jakiś wadliwy odpad produkcyjny.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.