– Ledwo panią dogoniłem – głos w drzwiach wita dziewczynę, która wbiegła do autobusu 156 na Bielanach.
Specjalnie zwolnił i ostatnie sto metrów do przystanku autobus jechał prawie równo z nią. Uśmiechnęła się tylko, nie mogąc złapać tchu. Była prawie pewna, że nie zdąży. – Czemu miałbym nie zaczekać? Te 30 sekund dłużej mnie nie zbawi, ale kogoś innego może – mówi Robert Chilmończyk, najweselszy kierowca w Warszawie. Ktoś, kto choć raz jechał z nim na Woli, Bielanach czy Bródnie, długo nie przestaje się śmiać.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.