Nowy numer 13/2024 Archiwum

Nie przytulę demonka

Czyli kilka słów o niezrozumieniu baśni i panicznym lęku przed egzorcystami.

Uwielbiam twórczość J. R. R. Tolkiena i C. S. Lewisa. Opowieści pełne smoków, elfów, goblinów i czarodziejów. Kiedy co jakiś czas słyszę, że ktoś straszy opętaniem z powodu czytania tych książek, szczerze mi szkoda człowieka, który wszędzie widzi diabła. Dobre baśnie nie tylko są fascynujące – one po prostu uczą życia. Tyle tylko, że nie wszystkie baśnie są dobre. Dlatego pytania o znaczenie fantastycznych historii dla życia duchowego wcale nie jest bezpodstawne. Pytanie to wpisuje się w histerię, jaka zapanowała w ostatnich miesiącach wokół tematu zagrożeń duchowych i posługi egzorcystów. W ten kontekst wpisuje się również opublikowany na „Deon.pl” felieton jezuity o. Jacka Siepsiaka, redaktora naczelnego świetnego skądinąd wydawnictwa WAM.

W tekście „Przytulić demonkę, czyli o sprawie Hello Kitty” o. Siepsiak, stając w obronie „Hello Kitty” i im podobnych współczesnych kontrowersyjnych dziecięcych bohaterów, wychodzi od cennego spostrzeżenia, że w przeszłości nie protestowano przeciw bajkom tylko dlatego, że wśród bohaterów były czarownice, diabły i inne stwory z piekła rodem:

„Jednak, wspominając własne dzieciństwo (i nie tylko własne), trudno nie zdumieć się nad tak represyjną akcją wobec przedstawicieli sił nieczystych w bajkach i klechdach dla dzieci. Zawsze roiło się tam od czarownic, diabłów i innych stworów z piekła rodem. Wtedy to nie przeszkadzało. Dlaczego teraz mielibyśmy je rugować ze świadomości naszych pociech?” – pyta jezuita w swoim felietonie.

Nie będę wchodził szczegółowo w spór o „Hello Kitty”, bo przyznam, że nie znam historii tej bajki i nie jestem pewien, która strona w tej dyskusji ma rację. Jednak pytanie o. Jacka jest pytaniem otwartym, dotyczącym nie tyle tej konkretnej historii, co baśni serwowanych dzieciom (i nie tylko) jako takich. Postaram się odpowiedzieć na postawione przez o. Siepsiaka pytanie.

Autor tekstu zamieszczonego na „Deonie” przeoczył istotny szczegół: owszem, demony i wiedźmy w baśniach były zawsze. Są też w moich ulubionych opowieściach Tolkiena i Lewisa. Ale różnica jest znacząca – w tamtych baśniach diabelstwo jest jednoznacznie złe, nikt nie ma wątpliwości, że pełni rolę czarnego charakteru. A w wielu dzisiejszych bajkach wiedźmy i demonki stają się pozytywnymi bohaterami. Tak słodziutkimi, że nie sposób ich nie polubić, albo przynajmniej obdarzyć sentymentalnym współczuciem. Czy ojciec Siepsiak nie widzi, że to zupełnie zmienia przekaz, jaki odbiera dziecko? I nie chodzi mi o demonizowanie rzeczywistości, serio! Tylko o odrobinę zdrowego rozsądku w procesie wychowania dziecka. I w doborze tego, co sam chłonę jako wytwór kultury.

Niestety, nie rozwiązuje tej kwestii zapewnienie jezuity, że zbyt atrakcyjne ukazanie diabelstwa może być groźne i doprowadzić do „przytulania demona”, bo zaraz w kolejnym akapicie naczelny WAM-ki próbuje wykazać, że w istocie to „przytulanie demona” może nas nauczyć… miłosierdzia:

„A jednak przytulanie demona nie jest zupełnie bezsensowne. Chrześcijanie pragną wychować dzieci do ewangelicznych postaw (też w szkołach katolickich). A jak uczyć naśladowania Dobrego Pasterza, który idzie za jedną zgubioną, a więc złą, owieczką lub Ojca przyjmującego syna, co z nierządnicami wszystko przehulał, jeśli nie nauczy się współczucia dla złych?” – czytamy w felietonie o. Jacka Siepsiaka.

Przepraszam. Tutaj już zrozumienia dla tezy Autora znaleźć nie umiem. Po prawdzie łatwiej byłoby mi znaleźć na szczycie Mont Blanc kwitnące krokusy niż sens czy teologiczne uzasadnienie w tym ładnie brzmiącym, ale niezbyt przemyślanym zdaniu. Ojciec Jacek jest świetnie wykształconym jezuitą. Naprawdę zapomniał z teologii, że jest różnica między zagubionym człowiekiem, który popełnia grzech, a demonem, upadłym aniołem, który odrzucił Boga z pełną świadomością konsekwencji tego działania? A Dobry Pasterz nie idzie za „złą owcą”, jak chciałby jezuita, ale za „pogubioną”. To nie to samo! Bo człowiek, choć skażony grzechem, jest z natury dobry, stworzony na obraz i podobieństwo Boga. A jego grzech, doczesny wybór zła, nie przekreśla go ostatecznie, bo nie widzi pełnych konsekwencji swoich czynów. Bóg czeka, aby go oczyścić i daje mu na to czas. Można jednak wskutek grzechu doprowadzić się do takiego zepsucia, przy którym człowiek nie będzie już potrafił ani chciał wybrać Boga.

„Piotr był grzesznikiem, ale nie był człowiekiem zepsutym, miał szlachetne serce, zdolne do wstydu i skruchy. To go uratowało” – pamiętacie kto to powiedział? Papież Franciszek podczas porannej Eucharystii w Domu św. Marty w maju tego roku.

O. Siepsiak pisze, że nie chcemy, by strach przed demonem paraliżował nasze dzieci. Chcemy, by wiedziały, że Jezus Chrystus zwyciężył. To prawda. Ale my jesteśmy wolni. Możemy to zwycięstwo odrzucić. I kumanie się z diabelstwem przybliża nas do takiej decyzji. Dlatego warto jednak zastanowić się czym karmimy dzieci i jakie treści sami chłoniemy. Nie każda bajka jest dobra, nie każda uczy.

O. Jacek ma rację pisząc, że demonizowanie wszystkiego służy demonowi. Ale anielizowanie wszystkiego też mu służy. Demona demonizować nie trzeba. Sam wybrał swój los. Ostatecznie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera