Nowy numer 22/2023 Archiwum

Pieta wróciła do domu

Skrzatusz. Przy sanktuarium praca wre. Sprężają się ekipy budowlane i remontowe, uwijają się parafianie. I zdaje się, że drzwi plebanii niemal na chwilę się nie zamykają. Trwa odliczanie dni do wielkiego świętowania.

Rzeczywiście, te ostatnie tygodnie to jak jazda na karuzeli – przyznaje ze śmiechem ks. Tomasz Jaskółka. Bitwa toczy się równolegle na kilku frontach. – Na placu jedna firma kładzie krawężniki, wyznacza ścieżki, z drugiej strony coś koparka równa, elektrycy zakładają instalacje. W sanktuarium konserwatorzy i fachowcy od posadzki; w Domu Pielgrzyma jedna firma, w herbaciarni druga, a w kotłowni specjaliści od pompy ciepła. Normalnie kołowrotek! – kustosz skrzatuskiego sanktuarium łapie się za głowę.

Cuda skrzatuskie

Łatwiej chyba powiedzieć, co jeszcze zostało do zrobienia, niż wyliczać litanię prac już wykonanych. A przecież taka perełka jak skrzatuska świątynia wymaga czułego konserwatorskiego oka. Zaczęło się od remontu organów. Potem robotnicy zajęli się stropem i polichromiami na sklepieniu, czterema ołtarzami bocznymi i ołtarzem głównym, a jeszcze później – balustradą chóru i małym prospektem organowym. Podłoga z marmuru jest już ułożona, kwarcyt do prezbiterium jest w drodze. Dobiegają końca prace konserwatorskie na ścianach. – Zostanie odnowiona pozostała część ścian, choć już nie konserwatorsko, bo brakuje na to funduszy. Budowany jest nowy ołtarz soborowy i ambonka. Na konserwację czekają też XVII-wieczne ławki i konfesjonały – relacjonuje ks. Tomasz. – Skrzatusz to miejsce nadziei. Sanktuarium staje się krok po kroku wielką szkołą zawierzenia Bogu. Zarówno w indywidualnej modlitwie, osobistej, skupiającej się wokół cudownej figury, jak i w sensie duszpasterskim, kapłańskim, ale także i materialnym – mówi ks. Henryk Romanik, diecezjalny konserwator zabytków. – Mnie się wydaje, że to są rzeczy powszechne, codzienne, ale patrząc z perspektywy – cudowne. To, co stało się przez ostatnie trzy lata z tym miejscem, nie jest moją zasługą. To cud Boży. Czuję to każdego dnia, kiedy otwieram sanktuarium, odprawiam Mszę św. czy staję przed ołtarzem i zadzieram głowę do góry, odmawiając cichutko modlitwę św. Bernarda: „Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy przyzywa, Ciebie o przyczynę prosi…” – mówi ksiądz kustosz.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast