Przyjeżdżają, żeby poznawać kraj swoich przodków, zawierać nowe znajomości i rywalizować na sportowo. Dzięki Stowarzyszeniu Parafiada dzieci ze Wschodu mogły również spędzić dwa tygodnie nad morzem.
WJarosławcu wypoczywali młodzi Białorusini i Uzbecy.
Nikt nie chce wracać
Anastazja jest zachwycona Polską i gościnnością jej mieszkańców. Warto było pokonać kilka tysięcy kilometrów. – Pierwszy raz widziałam morze. Oczy miałam taaakie wielkie! Jest piękne. No i klimat macie świetny, bo – jak dla nas – nie za gorąco i przyjemnie.
A takiego życzliwego przyjęcia to się wcale nie spodziewaliśmy. Nikt nie chce wracać do domu – śmieje się nastolatka z Taszkientu, doskonale radząc sobie z zawiłościami językowymi. W Polsce jest od czerwca. Marzy o studiowaniu tutaj. Zanim przyjechała nad Bałtyk, wzięła udział w Międzynarodowej Parafiadzie Dzieci i Młodzieży, czyli tygodniowym święcie sportu, kultury i wiary w Warszawie. – Stolica jest wspaniała, taka nowoczesna. I tyle oferuje młodzieży: kina, muzea, książki. Dla wielu z nas było dużym przeżyciem, że mogliśmy chodzić po ulicach Warszawy, bo tu żyli, mieszkali i często walczyli nasi przodkowie. W grupie jej kolegów, z którymi przyjechała z Uzbekistanu, niewielu potrafi mówić po polsku, ale część z nich już zapowiada, że po powrocie do domu nadrobi te braki. – Rodzice mojej prababci byli Polakami, potem prababcia mieszkała na Ukrainie. Podczas wojny trafiła do Uzbekistanu. W domu nie mówi się już po polsku, ale ja przez cały rok specjalnie uczyłam się codziennie po dwie godziny. W Taszkiencie jest teraz moda na Polskę. Mnóstwo ludzi chce uczyć się waszego języka i waszej kultury – opowiada ze śmiechem.
Urok morza
Od kilkunastu lat Stowarzyszenie Parafiada, działające pod auspicjami zgromadzenia pijarów, organizuje również obozy letnie dla dzieci z Polski i ze Wschodu. W koloniach w Jarosławcu dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Spraw Zagranicznych mogło uczestniczyć ponad 80 młodych ludzi z Białorusi i Uzbekistanu. – W ciągu ostatnich 8 lat w obozach wzięło udział 25,5 tys. uczestników w ośrodkach w całej Polsce. Parafiada wyszukuje polonijne rodziny zrzeszone w rozmaitych domach, szkołach i parafiach. Chodzi o to, by dzieci poznały nasz kraj. Bardzo często są to dzieci z domów, w których jeszcze mówi się po polsku – opowiada o. Piotr Recki, kierownik obozu. Zadaniem kolonii parafiadowych jest nie tylko nauka języka, ale też przybliżanie kultury, tradycji i historii Polski. – Odwiedziliśmy m.in. Darłowo, sanktuarium na Górze Chełmskiej i seminarium duchowne – wylicza o. Piotr, choć, jak przyznaje ze śmiechem, dzieci najchętniej siedziałyby cały czas nad morzem. Zwłaszcza te, które pierwszy raz mogły je zobaczyć. Sam im się specjalnie nie dziwi. – Urodziłem się i wychowałem we Wrześnicy pod Sławnem, więc kiedy tylko mogę, wracam tu – przyznaje zakonnik i dodaje, że najczęściej nad morze przywozi podopiecznych stowarzyszenia.
Drugie pokolenie
Parafiada, a więc i parafiadowe obozy, stoją na trzech „filarach”: teatr, stadion i świątynia. – W praktyce wygląda to tak, że dzieci odgrywają scenki, działają kreatywnie, piszą wiersze i piosenki; mają też szereg zajęć sportowych, rozgrywek i rywalizacji. A w to wszystko wpisana jest modlitwa i spotkanie z Panem Bogiem – opowiada o. Piotr. Nauka języka odbywa się niemal automatycznie przez kontakt z rówieśnikami. Władysław każde wakacje spędza w Polsce. Od trzech lat z Parafiadą. – My mieszkamy blisko granicy. W Grodnie jest wiele osób, które mają polskie korzenie. Wśród moich znajomych połowa czuje się Polakami, a druga połowa – Rosjanami. Tylko przykro, że prawie nikt nie uważa się za Białorusina – mówi nastolatek. A sam kim się czuje? – Stuprocentowo Polakiem! – odpowiada krótko. – Ojciec zawsze powtarzał, że jesteśmy Polakami i uczył mnie języka. Czasami rozmawiam po polsku z babcią, oglądam polską telewizję. Msza i modlitwa też są po polsku, jak i wszystkie świąteczne tradycje – dodaje Władek. – Te dzieci mają świadomość, że przyjechały do Polski dzięki czyjejś ofiarności. Nie są też roszczeniowe. Różnią się w takim codziennym byciu od polskich rówieśników – chwali swoich podopiecznych o. Piotr. – Po powrocie do swoich środowisk starają się przenieść choć część tego, co doświadczyły w Polsce. Gros z dzisiejszych wychowawców kolonii to dawni ich uczestnicy, a więc wyrasta drugie pokolenie parafiadowe. To bardzo cieszy i pokazuje, że to, co robimy, ma sens – dodaje.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się