Nowy numer 13/2024 Archiwum

Rekonstrukcja "Wołyń 1943" wywołała burzę

Planowana na sobotę w Radymnie (Podkarpackie) rekonstrukcja zbrodni wołyńskiej podzieliła jej organizatorów, mieszkańców i historyków. Dla niektórych widowisko "Wołyń 1943" będzie pobudzającym do refleksji wspomnieniem o ofiarach, dla innych - bulwersującym rozbudzaniem negatywnych emocji.

Jak poinformowali organizatorzy, rekonstrukcja ma się odbyć w ramach obchodów 70. rocznicy ludobójstwa na Kresach Wschodnich "dokonanego przez OUN-UPA na ludności polskiej, czeskiej, ormiańskiej, rosyjskiej, żydowskiej i ukraińskiej". Jej głównym elementem ma być widowisko audiowizualne z muzyką Krzesimira Dębskiego, ale zapowiedziano też spalenie specjalnie wzniesionych zabudowań.

O odwołanie rekonstrukcji zaapelował do władz Radymna i Podkarpacia w imieniu Związku Ukraińców w Polsce jego prezes Piotr Tyma. W oświadczeniu przesłanym PAP napisał m.in.: "Jest to bowiem bulwersujące rozbudzanie negatywnych emocji w społeczeństwie polskim oraz nadużywanie tragedii Polaków i Ukraińców, a także przedstawicieli innych narodów, która miała miejsce w okresie II wojny światowej na Wołyniu".

Szczególny protest środowiska Ukraińców budzi miejsce planowanej inscenizacji, "na ziemiach, gdzie w okresie 1944-1947 dochodziło do masowych zbrodni na obywatelach Polski narodowości ukraińskiej". Przypomniał, że w pobliskiej wsi Małkowice w kwietniu 1945 roku oddział Romana Kisiela ps. Sęp zamordował 116 ukraińskich mieszkańców wsi; w pobliżu Radymna są też inne wsie, m.in. Kopytniki, Piskorowice, Skopów, gdzie doszło do masowych zabójstw Ukraińców.

O niestosowności miejsca rekonstrukcji, a także jej formy, mówił też PAP historyk Uniwersytetu Rzeszowskiego dr hab. Jan Pisuliński. "Mam wrażenie, że trochę się trywializuje przeszłość, zwłaszcza takie tragedie" - powiedział, dodając, że nie wyobraża sobie, iż rekonstrukcja odbędzie się w obecności widzów jedzących chipsy czy paluszki.

Zastrzegł jednocześnie, że samo popularyzowanie historii, przypominanie wydarzeń jest zjawiskiem pozytywnym, jednak temat zbrodni nie nadaje się do rekonstrukcji historycznej. Jego zdaniem stosowniejszy byłby np. apel poległych, pokaz filmu dokumentalnego czy spotkanie z historykami.

Rekonstrukcji historycznej jako formy przypomnienia historii i uczczenia ofiar zbrodni na Wołyniu broni z kolei socjolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego, dr Krzysztof Malicki. Uważa on, że wśród społeczeństwa polskiego jest wyraźny deficyt wiedzy o wydarzeniach na Wołyniu, a rekonstrukcja jest próbą zwrócenia uwagi na ten problem.

W rozmowie z PAP podkreślał, że w świadomości Polaków, w kanonie pamięci narodowej istnieje Katyń, Auschwitz, powstanie warszawskie, a Wołyń praktycznie nie istnieje. Jego zdaniem taka forma przypomnienia o tamtych wydarzeniach skuteczniej przyczyni się do zaistnienia ich w pamięci narodu i do tego, że społeczeństwo zainteresuje się bardziej zbrodnią na Wołyniu, niż poprzez książki czy opracowania historyków, które "trafiają na półkę", i czyta je wąskie grono osób.

Jego zdaniem rodziny pomordowanych przeżywają ciągle tę tragedię, ponieważ o "ofiarach się nie pamięta". Przypomnienie ich jest - w jego opinii - argumentem przemawiającym za inscenizacją tamtych wydarzeń.

Prezes Przemyskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej "X D.O.K.", które przygotowało inscenizację Mirosław Majkowski zapewnił, że drastycznych scen w widowisku nie będzie; ma ono poruszyć wyobraźnię, skłonić do refleksji. "Taka forma jest bardziej sugestywna niż prelekcje, spotkania, bo działa na wyobraźnię i będzie przestrogą na przyszłość, ostrzeżeniem przed szowinizmem" - twierdzi Majkowski.

Nie chciał zdradzać szczegółów widowiska. Wiadomo jedynie, że rekonstrukcja rozpocznie się od pokazania życia codziennego wsi. W tym celu zbudowano kilka niewielkich drewnianych domków, znacznie mniejszych od prawdziwych. Później zostanie pokazany napad na wieś, na mieszkańców, po czym wszystko spowije dym i rozpocznie się widowisko audiowizualne z grą świateł do muzyki Krzesimira Dębskiego. Organizatorzy spodziewają się, że kompozytor sam wykona swoje dzieło.

Zaskoczony i zdumiony "burzą medialną" wokół rekonstrukcji jest burmistrz Radymna Wiesław Pirożek. Według niego szum wokół rekonstrukcji pojawił się po burzliwej dyskusji w Sejmie poprzedzającej przyjęcie uchwały ws. zbrodni wołyńskiej.

"Oczy szeroko otwieram, nigdy bym się nie spodziewał takiego szumu. Uważam, że robimy dobrą rzecz" - powiedział PAP Pirożek. Zapewnił również, że rekonstrukcja nie będzie mieć charakteru pikniku rodzinnego, czy zabawy, ale będzie godnym i poważnym uczczeniem ofiar.

Przyznał też, że otrzymał pismo prezesa Związku Ukraińców w Polsce, w którym apeluje on o odwołanie rekonstrukcji. "Przyjąłem do wiadomości, ale nie będziemy odwoływać, nie robimy nic złego" - powiedział PAP.

Do takiej formy przypomnienia wydarzeń na Wołyniu przychyla się też historyk prof. Włodzimierz Bonusiak, były rektor Uniwersytetu Rzeszowskiego. "Byłbym przeciwnikiem, gdyby usiłowano pokazać mordowanie. W takiej formie, jak zapewniają organizatorzy, uważam, że warto przypomnieć życie mieszkańców, dobrosąsiedzkie stosunki" - powiedział Bonusiak, zastrzegając, że nie zna dokładnego scenariusza inscenizacji.

Rzeczniczka wojewody podkarpackiego Małgorzata Oczoś potwierdziła, że pismo ze Związku Ukraińców w Polsce dotarło do wojewody, ale - jak mówi - wojewoda nie ma kompetencji prawnych do "powstrzymania rekonstrukcji" o co apelują w piśmie.

W 2013 r. mija 70. rocznica masowych zbrodni UPA popełnionych na polskiej ludności cywilnej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Kulminacja zbrodni nastąpiła 11 lipca 1943 r., gdy oddziały UPA zaatakowały ok. 100 polskich miejscowości.

W wyniku mordów UPA zginęło ok. 100 tys. Polaków: mężczyzn, kobiet, starców i dzieci. Na Ukrainie zachodniej żołnierze UPA traktowani są do dziś jako bohaterowie, którzy w latach II wojny światowej walczyli przeciwko Niemcom i ZSRR o zdobycie niepodległości. Antypolski wątek działalności tej formacji nie jest znany szerokiemu ogółowi Ukraińców.

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama