Błogosławiona Zofia Czeska. Bezgranicznie zaufała Bogu i 20 lat pokornie czekała na Jego odpowiedź. Opłaciło się.
Współczesny człowiek, który często chce mieć wszystko od zaraz, od założycielki sióstr prezentek może uczyć się wiary, otwartości na prowadzenie przez Ducha Świętego i cierpliwości. – Matka Zofia nie miała gwarancji, że dzieło, które chciała podjąć, uda się. W XVII w. kształcenie dziewcząt – bo na tym właśnie jej zależało – nie było powszechne. A jednak nie poddała się, tylko wytrwale pytała Jezusa o drogę swojego powołania. I to nie kilka chwil, ale prawie 20 lat – od momentu gdy została wdową, do czasu, gdy utworzyła instytut wychowawczy – opowiada s. Aurelia Patrzyk ze Zgromadzenia Panien Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny.
Zachwyciłyśmy się
Gdy s. Aurelia była w szkole średniej, przez rok mieszkała w rzeszowskim internacie prowadzonym przez siostry prezentki. Nie sądziła, że kiedyś i ona wstąpi do zakonu. – Dziś dziękuję Bogu za to, że od dwóch lat mogę opiekować się dziewczętami z naszego krakowskiego internatu i że mieszkam w domu, który kiedyś należał do m. Zofii. Ona tu żyła i pracowała, a my cały czas czujemy jej duchową obecność. Pomaga nam zbliżać się do Boga i dzielić się Jego słowem – mówi. W macierzystym domu zgromadzenia (Dom Matki, ul. Szpitalna 18) mieszka obecnie sześć sióstr, a w prowadzonym przez nie internacie – dziewczęta, które do Krakowa przywędrowały ze Szwajcarii, Austrii, Niemiec, Częstochowy i niedalekiej Orawy. Zanim trafiły pod opiekuńcze skrzydła sióstr, o Zofii Czeskiej wiedziały bardzo niewiele. Dziś o swojej przyjaźni z nią mogą opowiadać godzinami. – Zachwyciłyśmy się matką Zofią. Ona nie żyła dla siebie, ale dla innych ludzi, a przede wszystkim dla Boga. Młodym dziewczętom, które znalazły się w bardzo trudnej sytuacji życiowej, oddała wszystko, co miała, nawet dom – mówią zgodnie Lidia, Basia, Klara, Oliwia i Kinga. – Chciała tylko, żeby się uczyły i mogły coś w życiu osiągnąć. W czasach, gdy nauka dziewcząt nie była powszechna jak dziś, ona ufała Bogu i robiła swoje. A najważniejsze było dla niej to, żeby dziewczęta żyły w przyjaźni z Bogiem. Siostry też nam to powtarzają – podkreśla Klara. Do Polski przyjechała na rok. – W niemieckiej szkole jest zwyczaj, by w pierwszej klasie szkoły średniej wyjechać na pół roku albo na rok do innego państwa, aby szlifować język. Większość osób wybiera Wielką Brytanię albo Francję. Mam polskie korzenie, więc tu chciałam przyjechać – opowiada. W szkole i internacie urzekły ją zaangażowanie nauczycieli, rodzinna atmosfera i gorące serca sióstr. – Czasami myślę, patrząc na zabytkowe ściany tej kamienicy i czując atmosferę tamtych czasów, że to niesamowite – dotykam tego, co kiedyś należało do błogosławionej matki Zofii. Odkąd tu mieszkam, otrzymałam za jej wstawiennictwem wiele łask – mówi Klara. – Ona prawdziwie jest wśród nas, codziennie z nią rozmawiam – dodaje Oliwia. Kinga marzyła o nauce w liceum, w którym mogłaby rozwijać swoją pasję – taniec. Plany nieco się jednak skomplikowały. – Ostatecznie Bóg przyprowadził mnie do Krakowa. To On chciał, żebym uczyła się u sióstr. Mieszkając u prezentek, każdego dnia naśladuję matkę Zofię, uczę się od niej ogromnej wrażliwości na drugiego człowieka – wyznaje.
Nie tylko kromka chleba
Wrażliwość na ludzką biedę i krzywdę to jedna z najważniejszych cech matki Zofii. – Niestety, w XVII w. nie było mediów i fleszy, które informowałyby ludzi o charytatywnych poczynaniach m. Zofii – mówi s. Renata Gąsior, postulatorka procesu beatyfikacyjnego sł. Bożej Zofii Czeskiej. – Nasza matka była prekursorką – założyła pierwsze nieklauzurowe żeńskie zgromadzenie zakonne i pierwszą szkołę dla dziewcząt. Wiedziała, że mądra pomoc to nie tylko kromka chleba... Zofia Czeska urodziła się w 1584 r. Była trzecim z dziewięciorga dzieci Katarzyny i Mateusza Maciejowskich – średniozamożnej i bardzo religijnej małopolskiej szlachty. Gdy miała 16 lat, wydano ją za mąż za Jana Czeskiego, dziedzica podkrakowskiej miejscowości Czechy. Sześć lat później została bezdzietną wdową. Choć mogła ponownie wyjść za mąż, postanowiła poświęcić się Bogu. Po ojcu odziedziczyła część pomieszczeń w dwóch krakowskich kamienicach przy ul. Szpitalnej 18. Kolejne odkupiła od rodzeństwa, wyremontowała je i stworzyła w nich instytut wychowawczy, czyli Dom Panieński Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, nazywany także Domem Sierocym.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się