Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Świat zaczął się mi walić na głowę

Mówił tak, jakby wiedział, że ja tam jestem i w jakim jestem stanie.

Nazywam się Katarzyna. Mam prawie 44 lata. Jestem mężatką z dwójką dzieci: córka Ola skończy wkrótce 21 lat, syn Krzysztof – 20. Powinnam napisać: „Jestem szczęśliwą mężatką”,  gdyż moje małżeństwo to moja wygrana, a mój mąż to  dar, który otrzymałam od Pana Boga, aby mnie wspierał i dodawał sił w najczarniejszych chwilach.

4 lata temu świat zaczął się mi walić na głowę. Zaczęły się problemy z moją córką. Pilna do tej pory uczennica, zaczęła wagarować , na półrocze w szkole otrzymała 5 ocen niedostatecznych. Byłam przerażona. Na dodatek był to również czas żałoby po śmierci mojego teścia, który zmarł z wycieńczenia po trzech miesiącach pobytu w szpitalu, gdzie nikt nie był w stanie stwierdzić, co mu dolega. Wszyscy byliśmy psychicznie i fizycznie wyczerpani. Co więcej, właśnie okazało się, że moja 84-letnia babcia ma początki choroby Alzhaimera i wymaga opieki, której nie jest w stanie zapewnić jej syn- alkoholik. Moja mama, mieszkająca z ojcem ( drugim alkoholikiem w rodzinie) chętnie pozostawiłaby kwestię opieki nad babcią w moich rękach. Starałam się sobie radzić przez kolejne miesiące, ale problemy tylko narastały. Teściowa w depresji, Ola nie zaliczyła roku. Poza tym sięgała po alkohol, co było dla mnie najgorsze do zniesienia. I nadszedł dzień urodzin Oli. Do południa byłyśmy w poradni psychologicznej, gdyż wiedziałam, że już nie poradzimy sobie bez pomocy specjalisty.  Umówiłyśmy się z Olą, że wróci na kolację urodzinową na 20.00. Przygotowaliśmy z mężem wszystko to, co lubi, a ona nie wróciła. Nie odbierała również telefonu. Oboje z mężem wiedzieliśmy, że pije. Po kilku godzinach wyszłam z psem na spacer. Zapłakana modliłam się do Pana Boga o śmierć, bo już nie byłam w stanie udźwignąć tego wszystkiego. Przez kolejnych parę dni co raz bardziej opanowywała mnie myśl o odejściu. Przechodziłam przez ulicę i chciałam, aby zbliżający się samochód mnie przejechał. I nadeszła niedziela Zesłania Ducha Świętego. Poszłam do kościoła, gdzie wygłosił kazanie młody ksiądz będący  z wizytą w naszej parafii. Mówił tak , jakby wiedział, że ja tam jestem i w jakim jestem stanie. Kolejne wypowiadane przez niego zdania były odpowiedzią Pana Boga na to wszystko, co mówiłam do Niego podczas tego nocnego spaceru, kiedy modliłam się o śmierć. Do dzisiaj mam w głowie słowa „ to nie kara za twoje grzechy” – a ja byłam o tym przekonana. „Pan daje Ci Ducha, aby przezwyciężyć wszystkie przeciwności” – przy tych słowach naprawdę poczułam ogarniającą mnie wewnętrzną siłę. Znowu płakałam. Tym razem z wdzięczności. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie to kazanie, bo kłopoty nie minęły. Ola piła coraz więcej. Mąż spędził niejeden dzień na szukaniu jej po mieście, aby pijaną zabrać do domu. Któregoś dnia zostawiła list aby jej nie szukać. Zgłosiłam na komisariacie ucieczkę córki. Bardzo dużo mnie to kosztowało. W końcu trafiliśmy na terapię w przychodni dla uzależnionych. W tym okresie często modliłam się przed obrazem Jezusa Miłosiernego prosząc o wstawiennictwo Ojca Świętego Jana Pawła II. Po paru tygodniach poczułam ogarniającą mnie „ dobrą energię” i nadzieję, że może jednak jakoś to wszystko się poukłada.

Oprócz rodzinnych spotkań z psychologiem chodziłam również na  terapię dla Dorosłych Dzieci Alkoholików. Niełatwo było mi mówić o swoich przeżyciach z dzieciństwa i relacjach z rodzicami, ale powoli zaczęłam leczyć swoją duszę.

Po kolejnych paru miesiącach podczas zakupów w hipermarkecie zobaczyłam książkę „Tajemnice Jana Pawła II”. Poczułam, że muszę ją przeczytać. I to był kolejny raz, kiedy Pan Bóg wyciągnął rękę do mnie. Podczas lektury przeczytałam słowa Matki Bożej z Medjugorje: „ Gdybyście wiedzieli jak bardzo Mój Syn Was kocha, to płakalibyście z radości”. W tej chwili znowu poczułam jak otacza mnie jakaś dobra energia, która niemal każe mi uklęknąć i pomodlić się. W momencie, kiedy to zrobiłam poczułam wielką miłość w sercu – tak jakby sam Pan Jezus powiedział mi „Kocham Cię”. Przez kolejnych parę dni niemal unosiłam się w powietrzu ze szczęścia: „Pan Bóg mnie kocha, Sam mi to powiedział”. Inaczej zaczęłam patrzeć na świat, chociaż nadal ulegałam wielu swoim słabościom i byłam duchowo niestabilna. Coraz częściej jednak zaczęłam myśleć o pielgrzymce do Medjugorje. I kolejna wyciągnięta ręka – okazało się, że właśnie w naszej parafii jest organizowany taki wyjazd i zostały ostanie trzy miejsca! Czułam w sercu, że jadę na spotkanie z Bogiem. Nie potrafię opisać, czym był dla mnie pobyt w tym miejscu. To tak jakbym się na nowo narodziła. Dużo płakałam i nadal płaczę, kiedy o tym myślę. Będąc tam czułam ogromną potrzebę modlitwy. Nie czułam się zmęczona- jak do tej pory-   kolejno odmawianymi częściami różańca. Przeciwnie. Nie chciałam przestać się modlić. W trakcie odmawiania jednej z tajemnic w mojej głowie pojawiła się myśl, która była jakby głosem z zewnątrz: „Pójdź za mną”. Następnego dnia kolejna myśl: „Przyprowadź do mnie innych”. Kiedy podeszłam do figury Chrystusa Zmartwychwstałego, poprosiłam Go o uzdrowienie swojej wiary. Po powrocie do domu nadal czułam wielką potrzebę modlitwy. Zaczęłam codziennie odmawiać różaniec, odkryłam Różaniec Rodziców za dzieci, który jest dla mnie wielkim wsparciem w chwilach, kiedy pojawiają się kłopoty z dziećmi – wiem, że  Matka Boska nad nimi czuwa każdego dnia. Regularnie chodzę do spowiedzi, bo kiedy nie mogę przystąpić do Komunii czuję się nieszczęśliwa.

Zaczęłam dużo czytać – o Eucharystii, spowiedzi, modlitwie, adoracji. Często sięgam po Pismo święte. Wiem ,że Pan przemawia do mnie właśnie przez słowo pisane. Dzięki książce ojca Witko „Uzdrawiająca moc Ducha Świętego” udało mi się uporać z nagromadzonym latami żalem do rodziców. Teraz zrozumiałam jak ważne jest wzajemne przebaczanie sobie.

Wiem ,że to, co się dzieje jest odpowiedzią na moją wcześniejszą prośbę. Czuję, jak Pan czuwa nad nami i wskazuje kolejne ścieżki. Nie chcę powiedzieć, że zawsze potrafię je rozpoznać. Nieraz się gubię i ulegam takiej czy innej słabości. Nie twierdzę również, że moja rodzina cudownie się nawróciła. Raczej patrzą na mnie jak na dziwaczkę. Wierzę jednak głęboko, że i oni całym sercem zwrócą się ku Bogu. Modlę się o to każdego dnia, a – jak mówią- kropla drąży skałę. Ponoć matka świętego Augustyna modliła się o jego nawrócenie 30 lat.

A jak wielką siłę ma modlitwa miałam okazję przekonać się po raz kolejny. W zeszłym roku mój mąż poważnie się rozchorował i żadne lekarstwa przepisane przez różnorodnych lekarzy nie przynosiły mu ulgi w bólu ( przez prawie 4 miesiące nie był w stanie funkcjonować bez silnych leków przeciwbólowych) i wydawało się, że jedynym wyjściem będzie operacja, której pozytywnego wyniku nikt nie gwarantował. Poprosiłam więc o odprawienie mszy w jego intencji w grudniu i w ciągu najbliższych tygodni jego stan zaczął się szybko poprawiać. Obecnie praktycznie nie używa leków przeciwbólowych. Kolejny powód aby wielbić Boga, który nieustannie nad nami czuwa , nawet wtedy, kiedy my o Nim zapominamy.

Kiedy myślę o tym, co było moim udziałem chciałabym również wyrazić wielką wdzięczność wszystkim osobom modlącym się o nawrócenie innych i poszczącym w ich intencji, ponieważ wydaje mi się, że również dzięki ich zaangażowaniu mogły dokonać się w moim życiu te zmiany. Tym wyraźniej widzę potrzebę dania świadectwa innym. Być może w czyimś sercu obudzi się chęć odkrycia Pana Boga i wyznania mu swej miłości, na co On tak bardzo czeka.

Kochany Bracie czy Siostro, nie bój się powierzyć Bogu wszystkich swoich kłopotów, a On utuli Cię w swoich ramionach – tak jak mnie. Nie rozwiąże problemów za Ciebie, ale wskaże Ci drogę jak to zrobić lub da Ci siłę aby przetrwać. I zawsze jest przy Tobie. Nigdy w to nie wątp. Nawet  w najczarniejszej godzinie swojego życia. A ja będę się modlić, abyś odnalazł drogę, jeśli jeszcze nie udało Ci się tego zrobić.  

« 1 »
TAGI:

Zapisane na później

Pobieranie listy