Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Oscary dla Spielberga

Tylko dwa Oscary, za scenografię i najlepszego aktora pierwszoplanowego zdobył „Lincoln” Spielberga. A należało mu się więcej.

Czy rzeczywiście„Operacja Argo”  Bena Afflecka zasługiwała na najważniejszego Oscara? Moim zdaniem nie. Wydaje się, że o wygranej zdecydowały względy pozaartystyczne. Sam temat  z pewnością wydawał się oscarowym akademikom w obecnej sytuacji, kiedy Iran znajduje się na celowniku amerykańskiej administracji, znaczący. To film sprawnie zrealizowany, ale przecież bez fajerwerków i nie wzbudzający większych emocji dramat sensacyjny. Mniej politycznie poprawny, miejscami kontrowersyjny, ale zrealizowany perfekcyjnie i podejmujący przecież również aktualne tematy  „Wróg numer jeden”  Kathryn Bigelow był filmem lepszym.  Nadużyciem wydają się kierowane pod adresem jego autorki zarzuty gloryfikacji tortur w stosunku do terrorystów. Odniosłem wrażenie, że jest wprost przeciwnie.

Spielebrg jest wielkim przegranym tegorocznego konkursu. Reżyser udowodnił, że znakomicie czuje się w każdym gatunku. „Lincoln” to fascynująca, doprowadzona w każdym szczególe opowieść o ostatnich miesiącach prezydentury Abrahama Lincolna, kiedy wojna secesyjna miała się już ku końcowi. Wszyscy pragną jak najszybszego zakończenia wojny. Lincoln również, tyle że dla niego koniec wojny to nie tylko zakończenie  krwawych walk. Chce, by Kongres przyjął zatwierdzoną już przez Senat 13 poprawkę do konstytucji o zniesieniu niewolnictwa i robót przymusowych.  Ale nie wszystkim na tym zależy.  Spielberg nakręcił właściwie thriller polityczny, swego rodzaju historyczne „Szczęki” rozgrywające się w Białym Domu, Kongresie i salonach ludzi władzy. To naprawdę znakomity przykład kina historycznego w najlepszym wydaniu.

Cieszy fakt, że jurorzy zauważyli „Nędzników”. Zresztą czy można byłoby ich nie zauważyć? Co prawda „przeżarty chrześcijaństwem” Toma Hoopera będący  wspaniałą opowieścią o upadku i odkupieniu, o miłosierdziu i miłości bliźniego, otrzymał „tylko” nagrody w mniej ważnych kategoriach, ale dobre i to. Z pewnością nagroda dla najlepszej aktorki drugoplanowej dla Anne Hathaway była jak najbardziej zasłużona, a scena w której jako Fantine śpiewa znany z wielu innych wykonań „I Dreamed a Dream”, na długo pozostaje w naszej pamięci.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza