Muzeum Włodzimierza Wysockiego. – Zameldowałyśmy Wysockiego u siebie 19 lat temu. Dzisiaj to ja mieszkam kątem u niego – śmieje się Marlena Zimna, dyrektor niezwykłego muzeum poświęconego rosyjskiemu poecie.
To jedyne w swoim rodzaju miejsce. Nietuzinkowe, zdumiewające. Tak jak zdumiewająca jest pasja jego dyrektorki i kustoszki w jednej osobie.
Gitara, filiżanka i bucik
W Koszalinie nie wszyscy wiedzą o jego istnieniu. Wielu z tych, którzy słyszeli, nie potrafi wskazać dokładnej lokalizacji. Za to w całym świecie „wysockologów” i „wysockofilów” jest doskonale znane i podziwiane. Drugie na świecie po moskiewskim jeśli chodzi o chronologię, zdaniem niektórych pod względem rangi przebijające już tę placówkę, mimo jej olbrzymiego budżetu, sponsorów i ponad 60 pracowników. Otwierając drzwi mieszkania na parterze w jednym z koszalińskich bloków wkracza się w zupełnie inny świat. Świat Włodzimierza Siemionowicza Wysockiego.
Patrzy z plakatów i zdjęć, kapsli, znaczków, reklamówek, a nawet matrioszek w różnych odsłonach: poety, barda, aktora. Na trzydziestu kilku metrach kwadratowych udało się zgromadzić około 18 tys. eksponatów! Wśród nich są rękopisy, autografy, listy, fotografie, unikatowe materiały filmowe, płyty, rozrastająca się biblio- i wideoteka, no i gadżety. – Zgodnie z amerykańską zasadą 3¤k: komercja, koniunktura, kicz. W końcu był także ikoną popkultury – potwierdza z uśmiechem dr Marlena Zimna. Trafił nawet na kolekcjonerskie monety, które wypuściły do obiegu… nowozelandzka wyspa Niue czy afrykańska Republika Malawi. Są też przedmioty „namaszczone” dotykiem Wysockiego.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się