Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Wieczne pretensje

Wesoło, ale smutno, czyli śmiech przez łzy. Dramat rodzinny w filmie „Mój rower” Trzaskalskiego staje się punktem wyjścia do opowieści o trudnych pokoleniowych relacjach.

Po znakomitym „Edim” był mniej udany „Mistrz”, a następnie długa przerwa. „Mój rower”, osadzony w nieco pocztówkowym krajobrazie współczesnej Polski, ogląda się łatwo i przyjemnie. Bohaterami miejscami zabawnej opowieści są trzej przedstawiciele wielopokoleniowej rodziny, a raczej tego, co z niej pozostało. Trzaskalski operuje żartem, ironią, pokazuje wydarzenia z dystansu i zręcznie steruje emocjami widza, który w zasadzie gotów jest przyjąć podstawowe przesłanie filmu, czyli kochajmy się. To także film o tym, jak łatwo zagubić to, co najważniejsze, czyli zaufanie i miłość, poddając się ciśnieniu rzeczywistości, oraz o potrzebie wybaczania – co jest najtrudniejsze. Bo tylko wtedy można odbudować na nowo relacje między niby bliskimi, a tak naprawdę oddalonymi od siebie, nie tylko w przestrzeni, ludźmi. „Mój rower” stawia też problem braku autorytetów, których pozbawieni są młodzi, wchodzący w życie ludzie. Bo co ta podzielona rodzina może zaoferować prócz, jak słyszymy w filmie, alimentów swoim najmłodszym przedstawicielom.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza