Nagroda św. Melchiora Grodzieckiego. Pierwszy raz cieszyńskie stowarzyszenie Dziedzictwo św. Jana Sarkandra przyznało to wyróżnienie dwóm osobom: Lubomirze Iskrzyckiej z Cieszyna i Lidii Kumorek z Czechowic-Dziedzic.
Druga mama
W szkole zastaję panią Lidię sporo przed ósmą rano. Na pytanie, co robi tu tak wcześnie, mówi z uśmiechem, że właśnie skończyła próbę przedstawienia, które przygotowuje wraz z dziećmi. – Od dwóch tygodni spotykamy się już parę minut przed siódmą. Nawet najmłodsze dzieci nie opuściły ani jednej próby i są tak przejęte, że mnie samej dodaje to zapału – mówi skromnie, jakby nie wiedziała, że to do niej lgną i że to ona zaraża je swoją pracowitością, ciepłem, wrażliwością. Nie zawsze pracowała w szkole. Kiedyś miała kierownicze stanowisko, własny gabinet i sekretarkę. Zrezygnowała i została katechetką. – Absolutnie nie żałuję – mówi z przekonaniem. Angażuje się we wszystko, co prowadzi do wychowania uczniów w duchu tradycji narodowej, miłości bliźniego i wrażliwości na krzywdę. Przygotowuje przedstawienia i organizuje szkolne uroczystości, akcje charytatywne, konkursy. Jej uczniowie odnoszą wiele sukcesów. I choć przecież nie należy do najmłodszych nauczycieli, a gdy trzeba, potrafi być stanowcza i wymagać, to ją od kilku lat niezmiennie uczniowie wybierają na opiekunkę szkolnego samorządu. A ona podejmuje wciąż nowe akcje: od pomocy dla zwierząt w schronisku i „Pustej miski” po szkolny konkurs na kodeks dobrych manier. Każde dziecko, które potrzebuje pomocy, może liczyć na panią Lidię. Gdy słyszy wyznania: – Pani jest dla mnie drugą mamą – zawsze prostuje: – Masz tylko jedną mamę. – Ale miło mi, że mają do mnie zaufanie i wiedzą, że zawsze mogą do mnie przyjść – przyznaje.
W sieci serc
Jednym z najmilszych wspomnień z 18-letniej pracy katechetki jest to związane z tworzeniem sieci. – To robiłam we współpracy z „Małym Gościem Niedzielnym”, gdzie uczyłam się, jak z kolorowych kawałków sznurka wiązać sieć. Każdy sznurek oznaczał datek, nawet najmniejszy, złożony przez dziecko na potrzeby misyjne do skarbonki. Uczniowie wrzucali, ile kto chciał. Pieniądze przesłaliśmy na fundusz misyjny, a sieć, gdy ją w końcu rozciągnęliśmy, rozpościerała się przez korytarz z jednego końca szkoły na drugi. Każdy kawałek kolorowego sznurka oznaczał w niej gest dobroci – i byliśmy szczęśliwi, że tyle jej jest w naszej szkole.