Nagroda św. Melchiora Grodzieckiego. Pierwszy raz cieszyńskie stowarzyszenie Dziedzictwo św. Jana Sarkandra przyznało to wyróżnienie dwóm osobom: Lubomirze Iskrzyckiej z Cieszyna i Lidii Kumorek z Czechowic-Dziedzic.
– Obie idealnie spełniają regulaminowy warunek, by zawodową pracę uzupełniać nienaganną postawą moralną, świadectwem ewangelicznego życia – mówi ks. prał. Henryk Satława, prezes Dziedzictwa.
Powołana przez Dziedzictwo kapituła Nagrody św. Melchiora Grodzieckiego decyduje co roku, który nauczyciel najbardziej zasłużył na medal z wizerunkiem św. Melchiora Grodzieckiego oraz nagrodę pieniężną. Dziedzictwo zajmuje się m.in. prowadzeniem katolickich szkół i przedszkoli. – Do tej pory otrzymywała ją co roku jedna osoba. Kandydatów zgłaszali dyrektorzy placówek oświatowych z Cieszyna, bo tu powstały nasze pierwsze szkoły. W tym roku po raz pierwszy została przyznana również w Czechowicach-Dziedzicach, gdzie od kilku lat działają nasze katolickie przedszkole i gimnazjum – mówi ks. prał. Satława. – Tą nagrodą chcemy promować takich nauczycieli, którzy nie tracą z oczu zadania, jakim jest wychowywanie ucznia, i oddziałują na niego całą swoją życiową postawą, pomagają mu być coraz lepszym człowiekiem, uczniem Chrystusa.
Dziecko trzeba wychować
– Może to zabrzmi banalnie, ale po prostu kocham młodzież. Każdy z moich uczniów jest dla mnie ważny i staram się zrobić to, co dla niego najlepsze – mówi Lubomira Iskrzycka, anglistka w Zespole Szkół Technicznych w Cieszynie. To szkoła, w której pracuje się trudniej niż w liceum, bo trafia tu młodzież z większymi problemami. Wielu młodych ludzi nie ma należytego wsparcia w rodzinie, dlatego wymagają poświęcenia dodatkowego czasu i uwagi. – Wiem, że mogłabym ten czas spożytkować na pracę zarobkową, bo tak robi wiele osób. Dla mnie ważniejsi są moi uczniowie – dodaje. Pani „od angielskiego” zawsze znajduje potrzebne godziny i z równą konsekwencją stara się nie zaniedbywać domu i rodziny. – Bo to najważniejsza sprawa – podkreśla. – Wiem, że tak być powinno. Wyniosłam to z domu: rodzice pracowali w szkole i wciąż życie szkolne przeplatało się z domowym, ale zawsze znajdował się czas na rozmowę z dziećmi. Nie może jej zabraknąć w domu, jest też potrzebna w szkole. Ten czas ofiarowany młodym owocuje: są wzajemne zaufanie, świetna współpraca, i to nie tylko z uczniami, ale też z rodzicami i innymi nauczycielami.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się